Sztuką o ocaleniu człowieczeństwa nazywają debiut Howarda Fuchsa twórcy spektaklu "Czestochowa Musical Chairs" w Gene Frankel Theatre na Manhattanie. Opowiada ona o rodzinach, katolickiej i żydowskiej, oraz jak zmieniło się ich życie po wybuchu wojny.
Akcja rozpoczyna się w Częstochowie w roku 1938, na krótko przed żydowskim nowym rokiem. Obydwie rodziny mieszkają z dziećmi w jednym domu. Przekomarzają się i bawią. Brakuje im pieniędzy, ale stawiają czoło przeciwnościom. Więź między sąsiadami umacniają niecodzienne wydarzenia. Raz jest to uratowanie topiącego się sąsiada, kiedy indziej z kolei on pomaga swemu wybawcy podczas napadu ulicznych bandziorów. Życie jednych i drugich ulega tragicznym przeobrażeniom po agresji hitlerowców na Polskę.
Autor kreuje świat, w którym nienawiść sąsiaduje ze współczuciem, wrogość z przyjaźnią i oddaniem, zezwierzęcenie z bohaterstwem. Nie ogranicza się do ukazania tragedii Żydów wywiezionych do obozów koncentracyjnych i tam mordowanych. Wskazuje także na zbrodnie popełniane wobec nich. Zwraca uwagę na przywiązanie częstochowian do przyjaciół żydowskich, którzy padli ofiarą przemocy, a także bunt i poświęcenie w obliczu wojennego kataklizmu. Nawet, jeśli głównym motywem Fuchsa są okupacyjne przeżycia i okrucieństwa, nie ogranicza się do nich. Nadaje swej opowieści bardziej ponadczasowy charakter.
"Dla mnie jest to przede wszystkim sztuka potwierdzająca, że istnieje prawdziwa przyjaźń i miłość między zwyczajnymi ludźmi. Bez względu na różne religie, historię i zamiecie polityczne" - powiedziała PAP Ilona Bruzda z New Jersey po spektaklu.
Fuchs nie pokazuje na scenie okrucieństw i zbrodni wojny. Porażają z całą mocą, chociaż dowiadujemy się o nich tylko pośrednio; albo z relacji narratorki (Margaret Catov), albo też postaci emisariusza Polskiego Państwa Podziemnego informującego Zachód o holokauście, Jana Karskiego. Odtwarza go aktor polskiego pochodzenia Mark Badaczewski.
Autor kreuje świat, w którym nienawiść sąsiaduje ze współczuciem, wrogość z przyjaźnią i oddaniem, zezwierzęcenie z bohaterstwem. Nie ogranicza się do ukazania tragedii Żydów wywiezionych do obozów koncentracyjnych i tam mordowanych. Wskazuje także na zbrodnie popełniane wobec nich. Zwraca uwagę na przywiązanie częstochowian do przyjaciół żydowskich, którzy padli ofiarą przemocy, a także bunt i poświęcenie w obliczu wojennego kataklizmu. Nawet, jeśli głównym motywem Fuchsa są okupacyjne przeżycia i okrucieństwa, nie ogranicza się do nich. Nadaje swej opowieści bardziej ponadczasowy charakter.
Już w samej nazwie sztuki, w reżyserii Marka. B. Falconera, musical chairs (muzyczne krzesła) nawiązują do dziecięcej zabawy urodzinowej z muzyką. Kiedy milknie, każdy musi znaleźć miejsce na krześle. Ponieważ jest ich zawsze mniej niż ludzi, kolejno eliminuje to kogoś z gry, aż zostaje tylko jeden zwycięzca.
"Sztuka odbija zasadniczo historyczne wydarzenia" - wyjaśnia w rozmowie z PAP Fuchs. Jak dodaje, krzesła symbolizują kolejno: życie przed inwazją Niemców, przyjemne relacje między rodzinami, okrucieństwa po niemieckiej napaści oraz destrukcję obydwu społeczności. Widzimy też Częstochowę dzisiaj. Narratorka, która była poprzednio nastolatką w 1938 roku, wciela się teraz w postać babci otoczonej przez wnuczki.
"Na koniec wszystkie krzesła są usunięte i zostaje tylko jedno. Jest na nim ryba, która pojawia się także na początku. Zostaje pływająca ryba, (metafora) człowieczeństwa. Niezależnie od wszystkiego co się dzieje, człowieczeństwo musi ocaleć" - konkluduje autor.
Fuchs studiował m.in. prawo, a teraz jest profesorem w nowojorskim Hunter College. Był wielokrotnie w Polsce i słuchał relacji Polaków o wojnie. Dopiero tam dowiedział się, że jej okrucieństwami była dotknięta niemal każda rodzina. Z najwyższym podziwem mówił też o Karskim. "Był on czymś więcej niż bohaterem, był moją gwiazdą-przewodniczką, za którą muszę podążać" - przekonywał.
"Czestochowa Musical Chairs" będzie jeszcze wystawiana na Manhattanie w sobotę i niedzielę. Autor ma w planach przełożenie sztuki na język polski oraz pokazanie jej w Częstochowie i innych miastach.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)
ad/ mlu/