„Operacja Overlord została zaplanowana w najdrobniejszych detalach, co do minuty. Powodzenie desantu zależało jednak od dokładnej znajomości ukształtowania terenu, pogody i niemieckich umocnień obronnych. Rekonesans lotniczy RAF-u dostarczył sporo danych o przybrzeżnej obronie, lecz zdobycie bardziej szczegółowych informacji wywiadowczych wymagało przeprowadzenia przez komandosów tajnych misji na normandzkich plażach” – czytamy.
Operacja rozpoczęła się 6 czerwca 1944 r. Jej pierwsza faza – lądowanie w Normandii – pozwoliła aliantom utworzyć w Europie drugi front, który w ciągu niespełna roku doprowadził do pokonania Niemiec. Pierwszego dnia w Normandii wylądowało 150 tys. alianckich żołnierzy. Zdołali oni opanować przyczółek, który nie był jednak tak duży ani tak niezagrożony, jak zakładano. „Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, wyzwolona strefa objęłaby osiemdziesiąt kilometrów normandzkiego wybrzeża i cztery plaże, na których dokonano desantu (Omaha, Gold, Juno oraz Sword). Doskonale zrealizowany plan D-Day skutkowałby także zdobyciem miast Bayeux i Caen. Strefa wyzwolona w następnej kolejności miała się rozciągać ponad dziesięć kilometrów w głąb lądu z plaży Utah, obejmując Sainte-Mère-Église oraz kilkanaście pobliskich wiosek” – czytamy.
Realia po dwudziestu czterech godzinach były jednak inne. Jak wskazuje Giles Milton, „alianci zajęli niewiele więcej niż wąski pas wybrzeża, wróg utrzymał osiemnastokilometrowy obszar rozdzielający plaże Utah i Omaha, a między Juno a Sword pozostało pięć kilometrów wciąż narażonej na niemiecki atak ziemi niczyjej. Połączyć udało się jedynie przyczółki wokół Gold i Juno”. Alianci nie przebili się również zbyt daleko w głąb lądu.
Dla samego 6 czerwca nigdy nie sporządzono ostatecznej listy poległych i rannych, jednak późniejsze badania świadczą o tym, że na prawym skrzydle, czyli plażach Omaha i Utah oraz półwyspie Cotentin, zginęło w przybliżeniu osiem tysięcy dwieście ofiar, a dalsze trzy tysiące stanowili Brytyjczycy i Kanadyjczycy lądujący na trzech pozostałych plażach. Liczba zabitych i rannych Niemców pozostaje nieznana, szacuje się, że zginęło ich od czterech do dziewięciu tysięcy.
Jak zauważa Giles Milton, rzadko wspomina się o liczbie ofiar śmiertelnych wśród francuskich cywilów. W ciągu czterdziestu ośmiu godzin od desantu aliantów zginęło około trzech tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci. „Rozlew krwi stanowił cenę za ostrzał wybrzeża, który ułatwił wyładowanie ogromnych ilości sprzętu wojskowego. Na plaży Utah przed zapadnięciem zmroku sprowadzono na brzeg tysiąc siedemset czterdzieści dwa pojazdy, natomiast kolejne sześć tysięcy, w tym dziewięćset czołgów i pojazdów opancerzonych, wyładowano w sektorze brytyjskim. Sami Brytyjczycy mieli wyładować dziesięć tysięcy pojazdów. Chociaż przyczółek był mały, w następnych dniach pozwolił aliantom sprowadzić olbrzymią liczbę żołnierzy i maszyn” – czytamy. Autor wręcz wymienia: trzy tygodnie po rozpoczęciu inwazji, pod koniec czerwca, w Normandii znajdowało się osiemset pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy, sto czterdzieści osiem tysięcy pojazdów oraz pięćset siedemdziesiąt tysięcy ton zaopatrzenia. Pięć dni później liczba żołnierzy miała przekroczyć milion.
„Zdobycie przyczółka stanowiło tylko wstęp: potem wywiązała się zażarta batalia o resztę Normandii trwająca następne jedenaście tygodni, ponieważ niemieckie dywizje pancerne walczyły wprawnie i z determinacją. Chociaż Bayeux zostało wyzwolone 7 czerwca, leżące na skrzyżowaniu ważnych dróg Caen uparcie pozostawało w rękach wroga. Dywizja Panzer Lehr posuwała się szybko w kierunku tego miasta, sprowadzając trzy tysiące czołgów i pojazdów opancerzonych. Połączyła ona siły z 21 Dywizją Pancerną oraz 12 Dywizją Pancerną SS i utworzyła wokół miasta pierścień, który był niemal nie do przerwania. Caen miało zostać wyzwolone dopiero 21 lipca, a wtedy było już w ruinie” – czytamy.
Mniejsze normandzkie miejscowości stały się terenem zaciekłych walk: Pod Tilly-sur-Seulles walczyli żołnierze Panzer Lehr, pod Villers-Bocage brytyjskie natarcie zostało powstrzymane przez niemieckie tygrysy. „Osmalone ruiny miasteczka, usytuowanego zaledwie dwadzieścia kilometrów od wybrzeża, zdobyto dopiero 4 sierpnia. Na prawym krańcu strefy lądowania równie trudna okazała się amerykańska ofensywa w kierunku Cherbourga” – czytamy.
Amerykanie rozpoczęli atak 22 czerwca, jednak trzeba było czterech dni intensywnych walk, zanim broniący miasta Niemcy skapitulowali. Do tego czasu metodycznie niszczyli urządzenia portowe. „Wielka próba przełamania niemieckiego oporu w Normandii, wieloetapowa operacja, w której Brytyjczycy i Kanadyjczycy nacierali na południowy wschód od Caen, natomiast amerykańska 3 Armia napierała na niemieckie linie obronne pod Saint-Lô, rozpoczęła się w trzecim tygodniu lipca” – czytamy. Gdy Niemcy wycofywali się, znaczna część oddziałów Grupy Armii B i Panzergruppe West znalazła się w pułapce pod Falaise, gdzie poniosła ciężkie straty. Kilka dni później alianci dotarli do Paryża, który został wyzwolony 25 sierpnia. Miało upłynąć jednak jeszcze sześć miesięcy, zanim alianckie siły zbrojne przekroczyły Ren, staczając po drodze wiele ciężkich walk.
Jak zauważa Milton, „załamanie się ostatniej niemieckiej kontrofensywy w wyniku bitwy o Ardeny, która zakończyła się w styczniu 1945 roku — utorowało drogę do ostatecznego zwycięstwa”. Pierwsze alianckie wojska przeprawiły się przez Ren pod Remagen 7 marca 1945 roku. W tym czasie Armia Czerwona szybko zbliżała się do Berlina. „W sumie po D-Day nastąpiło trzysta trzydzieści pięć dni walk, zanim bezwarunkowa kapitulacja Niemiec 8 maja zakończyła wojnę w Europie” – wskazuje historyk.
Książka „D-Day” Gilesa Miltona ukazała się nakładem wydawnictwa Noir sur Blanc.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/