Polacy zasłużyli na to, by trwale zapisał się w ich świadomości pułkownik Kukliński, bohaterski człowiek, który miał wpływ na losy świata – mówi PAP Filip Frąckowiak, dyrektor Izby Pamięci Pułkownika Kuklińskiego w Warszawie.
PAP: W jednej z pierwszych scen filmu „Jack Strong” pułkownik Ryszard Kukliński mówi agentom CIA o możliwości zorganizowania konspiracji w Wojsku Polskim. Czy chodziło mu o siatkę szpiegowską czy o zorganizowanie spisku?
Filip Frąckowiak: Kukliński nie miał żadnych planów politycznych wobec tak jak on myślących oficerów. Raczej deklarował, że do współpracy jest gotowa grupa oficerów, niezadowolonych ze sposobu, w jaki jest traktowane przez Moskwę polskie wojsko. Choć nie do takiego stopnia, żeby przeprowadzić przewrót. Ani nawet, by podjąć się niemal samobójczej misji, jak Kukliński, który przekazywał informacje wywiadowcze Amerykanom.
PAP: Pułkownik Kukliński byłby więc jedynym, który w latach 70. współpracował z Amerykanami.
Filip Frąckowiak: Spotkałem z pewnymi nazwiskami oficerów, ale nie jestem w stanie potwierdzić czy naprawdę współpracowali, więc tych nazwisk nie chcę podawać.
Filip Frąckowiak: Należy się Kuklińskiemu pomnik i ulica w Warszawie. Ale to nie Kukliński ma mieć swój pomnik, ale Polacy pomnik Kuklińskiego. Bo zasłużyli na to by trwale zapisał się w ich pamięci tak bohaterski człowiek, który miał wpływ na losy świata.
PAP: Dlaczego to polskie władze ujawniły działalność Kuklińskiego? Przecież można powiedzieć, że obnażały słabość polskiego kontrwywiadu, który nie zorientował się przez dziesięć lat, że Kukliński jest amerykańskim szpiegiem.
Filip Frąckowiak: Ujawniono ten fakt z powodów czysto propagandowych, na konferencji prasowej Jerzego Urbana w 1986 roku. Było to już po zniesieniu stanu wojennego. Władza szukała uzasadnienia dla represji. To był czas, kiedy ujawniono współpracę Zdzisława Najdera, któremu także, jak Kuklińskiemu wymierzono karę śmierci za współpracę z wywiadem USA.
Po tym fakcie Kukliński udzielił wywiadu paryskiej „Kulturze” pod tytułem „Wojna z narodem widziana od środka”, ale tylko w kontekście tego, co wiedział o przygotowaniach do stanu wojennego. Dopiero po publikacji w „Washington Post” w 1992 roku Kukliński ujawnia, że przekazał Amerykanom plany ataku Związku Sowieckiego na Zachód, lokalizację budowanych bunkrów, z których na wypadek wojny mieli dowodzić sowieccy generałowie. Jedno z nich znajdowało się w Polsce.
PAP: Pułkownik Kukliński, co podał „Washington Post”, miał przekazać Amerykanom aż 35 tys. stron dokumentów, z czego przygniatająca większość była po rosyjsku. Były to więc dokumenty Układu Warszawskiego. Generał Jaruzelski twierdził jednak, że nie było wśród nich kluczowych sowieckich dokumentów strategicznych. Jego zdaniem to nieprawdopodobne, żeby płk Kukliński miał dostęp do takich planów.
Filip Frąckowiak: Nie zawsze jednak Jaruzelski mówił w tonie marginalizującym o działalności Kuklińskiego. Inaczej wyrażał się o nim generał Kiszczak a jeszcze inaczej sowieci. Kukliński miał dostęp głównie dostęp do dokumentów dotyczących udziału wojska polskiego w planowanych operacjach sowieckich, operacjach Układu Warszawskiego. Ale gdyby wziąć pod uwagę to, że przez 11 lat współpracy z Amerykanami, Kukliński miał dostęp do tysięcy dokumentów, mógł wytworzyć sobie obraz sowieckich planów uderzenia na Zachód.
Ponadto przypominam, że był sekretarzem polskiej delegacji na posiedzenia Układu Warszawskiego. I szefem planowania strategicznego w Sztabie Głównym WP. Zatem z natury rzeczy musiał mieć dostęp do materiałów wychodzących poza sprawy związane tylko z polskim wojskiem. Mamy opinię Wiliama Casey, byłego dyrektora CIA, który powiedział, że w ciągu ostatnich 40 lat – czyli od zakończenia II wojny światowej - nikt tak nie zaszkodził Związkowi Sowieckiemu jak Kukliński. A gen. armii Anatolij Gribkow – szef sztabu Zjednoczonych Sił Układu Warszawskiego uważał, że Kukliński posiadał pełną wiedzę o najważniejszych sprawach i planach strategicznych wojsk Układu Warszawskiego.
PAP: W filmie pokazana jest scena, jak pułkownik Kukliński kopiuje dokumenty związanych z planowym wprowadzeniem stanu wojennego, w tym listę osób do internowania. W filmie ten wątek jest jednak urwany. A były pytania, dlaczego Amerykanie nie ostrzegli Solidarności lub też nie wywarli presji na polskie władze, by nie dopuścić do wprowadzenia stanu wojennego.
Filip Frąckowiak: Być może powinna znaleźć się w filmie odpowiedź na to pytanie. Tym bardziej, że władze PRL przedstawiały milczenie Amerykanów w tej sprawie za formę aprobaty dla wprowadzenia stanu wojennego.
A dlaczego Amerykanie nie ostrzegli Solidarności lub nie wywarli nacisku na władze polskie? Taki nacisk byłby bezskuteczny, bo o wszystkim decydowała Moskwa. A pułkownik Kukliński wręcz prosił Amerykanów, żeby nie informowali Solidarności. Gdyby dowiedziała się, że ma być wprowadzony stan wojenny, wojsko znów, jak w 1970 roku wyjdzie na ulice i może strzelać do bezbronnych, to wtedy Solidarność by się na to przygotowała. Nie na tyle oczywiście, by skutecznie stawić czoła wojsku i milicji, ale mogłoby dojść do wielkiej masakry. Nie tylko takiej jak się zdarzyła w kopali „Wujek” ale w dziesiątkach miejsc w Polsce.
Dodam, że reżyser filmu, pan Władysław Pasikowski pokazał, że Kukliński fotografuje strony z nazwiskami osób przeznaczonych do internowania, które potem nim pogardzały, jak Adam Michnik.
PAP: Sowieci dowiedzieli się, że w Sztabie Generalnym WP pracuje amerykański agent. Tak informacja przychodzi do Polski w 1981 roku. W filmie pada zdanie, że mieli tę informację ze źródła rzymskiego. Rzymskiego, czy watykańskiego? Kukliński prosił, żeby Amerykanie przekazywali pewne informację Watykanowi. Czy sądzi pan, że to ktoś z otoczenia Jana Pawła II mógł pracować na rzecz Moskwy?
Filip Frąckowiak: Pojawiały się w ostatnich latach różne spekulacje, kto mógł być takim człowiekiem w pobliżu papieża – a może był to ktoś to tylko znał osobę z jego otoczenia. Nie chciałbym wymieniać jednak nazwisk. Był to człowiek, który przynajmniej miał pośredni dostęp do papieża. Wiadomo, że Watykan był bardzo infiltrowany. Zresztą tym rzymskim źródłem wcale nie musiał być Polak. Sowieci lubili naprowadzać na fałszywe tropy, tak by ślady bezpośrednio nie szły w kierunku Moskwy albo Warszawy.
PAP: W filmie pokazano, jak wokół pułkownika Kuklińskiego powoli zacieśnia się sieć podejrzeń. Tymczasem generał Kiszczak utrzymywał, że ucieczka pułkownika była kompletnym zaskoczeniem. Kontrwywiad miał się o niej dowiedzieć po dwóch, trzech dniach.
Filip Frąckowiak: Myślę, że scena szturmu na dom, na ulicy, na której mieszkał Kukliński to atrakcyjny artystyczny zabieg reżysera. Jako widzowie patrzymy na to, jak grupa kontrwywiadowcza wpada do jakiegoś domu przy ulicy, na której mieszkał Kukliński i jesteśmy przekonani, że to dom Kuklińskiego. Okazuje się jednak w następnej scenie, że jego dom Kuklińskiego nie był nachodzony.
O ile wiem, to rzeczywiście kontrwywiad dowiedział się o ucieczce pułkownika po kilku dniach. Kukliński był jeszcze 7 listopada 1981 roku, w sobotę w pracy. Był tego dnia też na przyjęciu w ambasadzie sowieckiej z okazji rocznicy rewolucji październikowej. Powiedział, że jego teściowa zachorowała i musi jechać do Wrocławia. Dał więc sobie trzy dni na przygotowanie się do ucieczki. A przed podejrzewaniem przez kontrwywiad broniła Kuklińskiego opinia, że był zaufanym człowiekiem Sowietów a także generała Jaruzelskiego.
PAP: Ale jeśli pułkownik nie był zagrożony dekonspiracją, to dlaczego Amerykanie ewakuowali go z Polski. Był już psychicznie wyczerpany?
Filip Frąckowiak: Do aresztowania właściwej osoby z grupy podejrzanych musiało dojść w najbliższym czasie. Nie mogli aresztować całej grupy bo to spowolniłoby znacznie przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego, które były już na ostatniej prostej.
Filip Frąckowiak: Proszę zwrócić uwagę, że bez wątpienia jest wzorem dla wojska Piotr Wysocki, bohater powstania listopadowego a niewątpliwie złamał przysięgę wojskową, która składali polscy żołnierze. Podobnie jak bohater kolejnego powstania Romuald Traugutt. Tak, Kukliński zdradził, ale związek PRL ze Związkiem Sowieckim. Złamał przysięgę na sojusz z Armią Sowiecką.
PAP: Oficerowie kontrwywiadu rozmawiają w filmie o tym, że jakby nie liczyć, to wydatki Kuklińskiego, między nimi na zakup domu i jachtu, nie zgadzają się z przychodami. Czy pułkownik brał pieniądze od Amerykanów?
Filip Frąckowiak: Nie. Nie dopatrzył się ich sąd wojskowy. A przecież, gdyby Kukliński brał pieniądze od Amerykanów, z pewnością taki fakt znalazłby się w akcie oskarżenia. Owszem, w Stanach Zjednoczonych Kukliński otrzymał emeryturę.
PAP: Czy ewakuacja Kuklińskiego i jego rodziny wyglądała tak jak filmie? W skrzyniach z bagażem dyplomatycznym, w furgonetce.
Filip Frąckowiak: Jest to oficjalna wersja amerykańska. Być może nie było tak, że jechali razem w jednej furgonetce, tylko zostali rozdzieleni. A może wersja o przerzucie samochodem ambasady amerykańskiej – tak dramatycznie pokazana w filmie, to dezinformacja, mająca ukryć prawdziwy kanał przerzutu.
PAP: W filmie pokazano scenę, jak pułkownik Kukliński, już w Ameryce, wybiera się na grób swojego syna. Czeka na drugiego syna, ale ten ginie, bo w jego samochód wjeżdża ciężarówka. W filmie nie padają słowa, że – o czym mówiono - śmierć obu synów Kuklińskiego była sowiecką zemstą. Niemniej jednak taka może być, w kontekście wymowy całego filmu, sugestia. Co pan sądzi o śmierci synów pułkownika?
Filip Frąckowiak: Ja nie wierzę w ich przypadkową śmierć. „Niewyjaśnione okoliczności” mówią same za siebie. Na przykład na kierownicy samochodu, który rozjechał jednego z synów, nie znaleziono odcisków palców.
PAP: Mieszkanie pułkownika Kuklińskiego zostało po jego konfiskacie kupione przez Zbigniewa Messnera, w swoim czasie premiera PRL, a teraz należy do zakonnic. Czy chciałby pan, żeby tam właśnie przeniosła się Izba Pamięci Ryszarda Kuklińskiego.
Filip Frąckowiak: Były takie pomysły, ale nie uważam tej koncepcji za dobrą. Przede wszystkim dlatego, że tamto miejsce znajduje na uboczu szlaku turystycznego. A obecnie izba pamięci mieści się na ulicy Kanonia, na tyłach katedry.
PAP: Jak powstała Izba Pamięci pułkownika Kuklińskiego?
Filip Frąckowiak: To była inicjatywa mojego ojca, Józefa Szaniawskiego, pełnomocnika Ryszarda Kuklińskiego od 1993 roku. Otwarto ją 3 maja 2006 roku. Muzeum jest tak stworzone, żeby przy minimum słów przekazać maksimum treści, by w 15 minut można było zapoznać się z bohaterską misją pułkownika Kuklińskiego. Jednym z najważniejszych eksponatów jest mapa operacji zaczepnych Układu Warszawskiego na kierunku nadmorskim, gdzie, na terenie Niemiec i Danii, miały operować jednostki polskie. Jest także sztandar Związku Więźniów Politycznych Skazanych na Karę Śmierci. Pułkownik był jego honorowym członkiem. Izbą prowadzi Fundacja Józefa Szaniawskiego, którą powołałem po śmierci ojca. W 2010 roku urzędnicy ratusza chcieli w istocie doprowadzić do zamknięcia izby pamięci, podnosząc kilkukrotnie stawki za czynsz. Interweniowała m.in. Polonia Amerykańska poprzez Departament Stanu. Tysiące ludzi przychodziły do Izby, by wyrazić poparcie dla jej istnienia. Ostatecznie cofnięto podwyżkę czynszu.
PAP: Czy film „Jack Strong” może doprowadzić do wznowienia dyskusji o uhonorowaniu pułkownika Kuklińskiego?
Filip Frąckowiak: Należy się Kuklińskiemu pomnik i ulica w Warszawie. Ale to nie Kukliński ma mieć swój pomnik, ale Polacy pomnik Kuklińskiego. Bo zasłużyli na to by trwale zapisał się w ich pamięci tak bohaterski człowiek, który miał wpływ na losy świata.
PAP: Gdy pułkownik Kukliński był w Polsce w 1998 roku mówiono o potrzebie uhonorowania go awansem na stopień generalski, nadania wysokiego odznaczenia państwowego. Czy ta sprawa jest zamknięta?
Filip Frąckowiak: Jestem przekonany, że ta inicjatywa powróci. Ale obecna władza ma niechęć do pułkownika Kuklińskiego. Chociaż, z tego co wiem, pan prezydent Komorowski ma być na premierze „Jacka Stronga”. Jest dla mnie zaskoczenie, bo odmówił odznaczenia pułkownika, na wniosek części Polonii Amerykańskiej. Pułkownikowi należy się Virtuti Militari, o co wnioskował Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej. Argument odmowny był taki, że Kukliński nie brał udziału w wojnie. Ale przecież toczyła się zimna wojna.
PAP: Była i jest taka opinia, że pułkownik Kukliński jest oczywiście bohaterem, antykomunistą, pierwszym oficerem polskim w NATO, ale wojsko nie może go uważać za wzór. A to dlatego, że oficer nie może sam decydować co jest racją stanu kraju. Stąd może wynikać opór przed awansowaniem go na stopień generalski.
Filip Frąckowiak: Proszę zwrócić uwagę, że bez wątpienia jest wzorem dla wojska Piotr Wysocki, bohater powstania listopadowego a niewątpliwie złamał przysięgę wojskową, która składali polscy żołnierze. Podobnie jak bohater kolejnego powstania Romuald Traugutt. Tak, Kukliński zdradził, ale związek PRL ze Związkiem Sowieckim. Złamał przysięgę na sojusz z Armią Sowiecką. Przypomnę też, że pułkownik Kukliński został zrehabilitowany a w uzasadnieniu sądu znalazło się sformułowanie, że działał w stanie wyższej konieczności.
Rozmawiał Tomasz Stańczyk (PAP)