31 października 1939 r. gubernator Hans Frank wydał rozporządzenie „o zwalczaniu czynów gwałtu w Generalnym Gubernatorstwie”. Otwierało to okupantom nieograniczone możliwości represji; za każdy, nawet błahy czyn można było orzec karę śmierci - powiedziała PAP historyczka IPN i wykładowczyni prof. dr hab. Joanna Lubecka.
„Rozporządzenie wydane przez Hansa Franka otwierało niemieckim okupantom nieograniczone możliwości realizacji polityki represji wobec polskiej ludności w oparciu o prawodawstwo III Rzeszy. Praktycznie każdy czyn, np. zbyt powolną pracę dla okupanta a także zaniechanie czynu można było podciągnąć np. pod +nawoływanie lub zachęcanie do nieposłuszeństwa rozporządzeniom lub zarządzeniem władz niemieckich+ i orzec za to karę śmierci” - powiedziała PAP historyczka IPN i wykładowczyni Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie prof. dr hab. Joanna Lubecka.
„Od pierwszych minut wojny Niemcy mieli świadomość, że opór polskiego społeczeństwa wobec okupanta będzie wyjątkowo silny. Stąd natychmiastowa potrzeba wprowadzenia drakońskiego prawa. Już niecałe trzy tygodnie po proklamowaniu Generalnego Gubernatorstwa (12 października 1939) wprowadzili rygorystyczne wobec polskiego społeczeństwa rozporządzenie. Wdrożyli je szybko i z pełną bezwzględnością” - wskazała.
„Rozporządzenie wydane przez Hansa Franka otwierało niemieckim okupantom nieograniczone możliwości realizacji polityki represji wobec polskiej ludności w oparciu o prawodawstwo III Rzeszy. ”
Rozporządzenie wydane przez prawnika i b. bawarskiego ministra sprawiedliwości dr Hansa Franka (doktorat z prawa na Uniwersytecie w Kilonii w 1924 r.) oparto na dekrecie Adolfa Hitlera "O administracji okupowanych polskich obszarów z 12 października 1939 r.
"Kto nawołuje i zachęca do nieposłuszeństwa rozporządzeniom lub zarządzeniom władz Niemieckich, podlega karze śmierci" (pisownia oryginalna) - czytamy w trzecim paragrafie.
W kolejnych paragrafach generalny gubernator ostrzegał: „Podżegacz i pomocnik karani będą jak sprawca, czyn usiłowany będzie karany jak czyn dokonany”. Rozporządzenie nakładało na mieszkańców Generalnego Gubernatorstwa obowiązek donoszenia o „zamiarze popełnienia przestępstwa”.
„Rozporządzenie w każdym swoim punkcie było nielegalne i niezgodne z Konwencją Haską z października 1907 r., która przez lata określała międzynarodowe prawa i zwyczaje wojny lądowej oraz okupacji. Nawet część prawników III Rzeszy z rezerwą podchodziła do legalności rozporządzenia gubernatora Franka, jednak nie wyrażali głośno swoich wątpliwości. Międzynarodowe prawo odrzucało odpowiedzialność zbiorową czy też nakaz donoszenia o >>zamiarze przestępstwa<<” - wyjaśniła prof. Lubecka.
„W pierwszych tygodniach okupacji część Polaków mogła jeszcze wątpić, że okupanci będą rozstrzeliwać za zerwany plakat czy spoliczkowanie napastnika.”
Jedną z pierwszych ofiar drakońskiego prawa była Elżbieta Maria Zahorska (1915-1939). Tuż przed wybuchem wojny studentka wydziału polonistyki UW ukończyła szkolenia wojskowe w Centrum Wyszkolenia Piechoty WP w Rembertowie oraz w Centrum Wyszkolenia Łączności w Zegrzu. W czasie walk we wrześniu 1939 r. walczyła jako ochotniczka w obronie stolicy, obsługując przeciwlotniczy karabin maszynowy ustawiony na dachu Urzędu Telekomunikacyjnego i Telegraficznego przy ul. Nowogrodzkiej 45. Według innych relacji miała być wojskową łączniczką, przewożącą konno meldunki dowództwa WP do jednostek w rejonie stolicy.
Niemcy schwytali ją, gdy niszczyła broń, by nie wpadła w ręce wroga. Po kapitulacji stolicy nie trafiła do niewoli. Nigdy też nie pogodziła się z okupacyjnymi realiami. Po walkach krótko przebywała w Lublinie, jednak wkrótce powróciła do okupowanej Warszawy.
Na przełomie października i listopada została schwytana przez patrol niemieckiej policji Schutzpolizei na stołecznym Placu Napoleona (ob. Plac Powstańców Warszawy), gdy zrywała niemiecki plakat propagandowy "Anglio! To twoje dzieło!". Na plakacie ranny polski żołnierz WP pokazuje odwróconemu plecami brytyjskiemu premierowi Arthurowi Neville’owi Chamberlainowi płonące ruiny polskiego miasta i ciała zabitych cywilów.
Historycy podkreślają, że Zahorska jako ochotniczka, która bezpośrednio uczestniczyła w walkach mogła być wzburzona perfidną manipulacją - obciążaniem Wielkiej Brytanii winą za agresję III Rzeszy.
Warto przypomnieć, że autorem jednego z pierwszych w czasie okupacji polskojęzycznych plakatów propagandowych był Austriak, Theo Matejka (1893-1946, w 1907 r. zmienił nazwisko na „Matejko”), wiedeński grafik-propagandysta który pracował dla czasopisma „Die Wehrmacht” i Propagandaamtu - urzędu propagandy Rzeszy.
Po aresztowaniu Zahorska na krótko trafiła do jednej z cel Serbii - przeznaczonej dla kobiet części więzienia na Pawiaku. Wówczas jej ojciec, prawnik Eugeniusz Zahorski miał jej przekazać paczkę z ciastkami i rękawiczki. Na mocy wprowadzonego zaledwie kilka dni wcześniej rozporządzenia gubernatora Franka Zahorska została skazana na karę śmierci przez rozstrzelanie.
Historycy nie ustalili dokładnej daty śmierci Zahorskiej - nastąpiło to prawdopodobnie pomiędzy 2 a 4 listopada 1939 r. Zgodnie z okupacyjnym obwieszczeniem z 3 listopada wraz z Zahorską rozstrzelano także Stefanię Włodarz, za to, że spoliczkowała niemieckiego żołnierza (w oryginale „za zamach na żołnierza niemieckiego”).
Egzekucję przeprowadzono na terenie Pionier-Parku, jak Niemcy nazwali Fort Bema.
Świadkiem egzekucji był więzienny kapelan ks. Stanisław Tworkowski. Zgodnie z jego relacją Zahorska szła na miejsce kaźni bez strachu, z godnością. Duchowny wyjaśnił, że stojąc przed plutonem egzekucyjnym zdążyła wykrzyknąć „Noch ist Polen nicht verloren!” (Jeszcze Polska nie zginęła).
„Od 31 października 1939 r. polityka eksterminacyjna Niemców miała >>prawne uzasadnienie<< - każdy mógł jak Elżbieta Zahorska trafić na czerwony plakat obwieszczenia, a następnie zostać zamordowany w majestacie niemieckiego >>prawa<<” - wskazała dr Lubecka. Historyczka podkreśla, że egzekucja Zahorskiej i Włodarzowej była typowym działaniem skierowanym na zastraszenie polskiego społeczeństwa, „egzekucją na postrach”.
„W pierwszych tygodniach okupacji część Polaków mogła jeszcze wątpić, że okupanci będą rozstrzeliwać za zerwany plakat czy spoliczkowanie napastnika, ponieważ poprzednia niemiecka okupacja podczas I wojny światowej nie kojarzyła się z eksterminacją cywilów. Niektórzy wierzyli, że Niemcy - naród cywilizowany i kulturalny nie są zdolni do zbrodni na cywilach” - dodała. (PAP)
autor: Maciej Replewicz, Katarzyna Krzykowska
mr/ ksi/ dki/ ktl/