70 lat temu, 26 października 1952 r., odbyły się drugie w komunistycznej Polsce wybory parlamentarne. Ich podstawą była uchwalona w lipcu tego roku Konstytucja PRL. W przeciwieństwie do wyborów z 1947 r. na listach nie było kandydatów partii opowiadających się przeciwko reżimowi.
Reżimy komunistyczne przywiązywały wagę do organizowania swoistych rytuałów mających legitymizować ich władzę. W PRL jednym z najważniejszych były wybory do Sejmu, który zgodnie ze stalinowską konstytucją uchwaloną w lipcu 1952 r. był „najwyższym organem władzy”. „Wszystkie systemy autorytarne i totalitarne legitymizują się poprzez wybory. Oczywiście tego rodzaju wybory nie mają nic wspólnego z wyborami w systemie demokratycznym. Są częścią systemu, w którym funkcjonują” – zauważa w rozmowie z PAP prof. Andrzej Zaćmiński z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, autor monografii „Kampania wyborcza i wybory do Sejmu PRL I kadencji z 1952 r. Studium totalitarnej elekcji parlamentarnej”.
Po wyborach w roku 1947 przywódca PPR Władysław Gomułka podkreślał, że były one kluczem do wzmocnienia systemu władzy rodzącego się od 1944 r. „Wyprowadzając polityczną ocenę wyborów – kontynuował swój wywód – można powiedzieć, że Polska zrodzona w dniu 22 lipca [1944 r. – przyp. PAP] szła do wyborów po wyboistej, polnej drodze, która w dniu 19 stycznia [1947 r. – przyp. PAP] wyprowadziła ją na twardy, szeroki gościniec ludowy. Po tym gościńcu pragniemy maszerować wraz z całym narodem i wraz z nim przez pracę i walkę budować siłę i wielkość i szczęście naszej ojczyzny” – mówił Gomułka.
Kilka dni po uchwaleniu Konstytucji PRL, 1 sierpnia 1952 r., Sejm Ustawodawczy przyjął ordynację wyborczą. Ustawa wymieniała organizacje polityczne, zawodowe i spółdzielcze, które zostały uprawnione do zgłaszania kandydatów na posłach. Zgłoszone listy mogły zawierać tylko tylu kandydatów, ilu posłów miało zostać wybranych w danym okręgu. Wyborcy mogli wykreślić nazwiska kandydatów, których nie obdarzali poparciem. Wybory formalnie wygrywali ci, którzy zdobyli bezwzględną większość głosów w danym okręgu. W praktyce posłami zostawali wszyscy, których nazwiska znalazły się na liście. W każdym okręgu na liście widniało co najmniej pięć nazwisk. W Warszawie było ich 15. Nadzór nad wyborami sprawowała Państwowa Komisja Wyborcza wyłoniona przez Radę Państwa. Decyzje dotyczące składów obwodowych komisji wyborczych zapadały w gabinetach Powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa Państwa. Ostatecznie większość członków komisji stanowili członkowie PZPR.
Partia komunistyczna sprawowała także pełną kontrolę nad organizacją Frontu Narodowego. Na czele powstałej 30 sierpnia 1952 r. formacji stanął Bolesław Bierut. FN zmonopolizował możliwość zgłaszania kandydatów reprezentujących PZPR oraz partie satelickie (Stronnictwo Demokratyczne i Zjednoczone Stronnictwo Ludowe), Centralną Radę Związków Zawodowych i inne ugrupowania w pełni kontrolowane przez reżim, takie jak Samopomoc Chłopska, Związek Młodzieży Polskiej i Liga Kobiet. Formalnie kampania wyborcza rozpoczęła się 30 sierpnia 1952 r. podczas wiecu FN w Warszawie. „Kto staje w szeregach Frontu Narodowego, kto wzmacnia jego jedność i przyczynia się do osiągnięcia jego wielkich i sprawiedliwych celów, jest patriotą. Kto jedność narodu świadomie rozbija, jest wrogiem” – głosiła wydana tego dnia odezwa. Aby lepiej legitymizować władzę, do lokalnych Komitetów Frontu Narodowego przyjmowano osoby, które nie były zwolennikami systemu. „Tak było w przypadku prof. Ludwika Hirszfelda, który był negatywnie nastawiony wobec systemu, ale został członkiem komitetu, aby firmować go swoim nazwiskiem” – zauważa prof. Zaćmiński. W Komitetach FN zasiadali również oficerowie Wojska Polskiego, którzy prowadzili kampanię wyborczą na wsi.
Ciężar kampanii spoczywał na zawodowych agitatorach, którzy powtarzali przygotowane przez reżim hasła. To oni najczęściej stykali się z rzeczywistymi nastrojami społecznymi. Szczególnie negatywne były one w miejscach, w których PZPR nie posiadała silnych struktur, a więc głównie na wsi. „Wybory to oni przeprowadzili odgórnie, a to, co robią obecnie, to tylko dla oka. Dadzą ludziom możliwość głosować, aby nie szemrali, że góra sama przeprowadziła wybory i wybrała, kogo jej się podobało” – miał stwierdzić jeden z rozmówców agitatora w Małopolsce. Na Lubelszczyźnie popularnością cieszyła się plotka, że brak udziału w głosowaniu będzie karany grzywną w wysokości 600 zł.
Prof. Andrzej Zaćmiński zauważa, że celem prowadzenia kampanii było także „wyłapanie przeciwników politycznych i próba ich zlokalizowania”. Dodaje, że w materiałach ubecji pojawiało się wówczas określenie „wróg wyborczy”, czyli osoba wypowiadająca się negatywnie o programie Frontu Narodowego i samych wyborach. „Opór był jednak znikomy, bo społeczeństwo było już niemal całkowicie podporządkowane. W materiałach ubecji i milicji znalazło się ok. 50 tys. osób wyrażających krytykę. Nie posiadamy jednak informacji, jak wielu spotykały konsekwencje, np. w zakładach pracy” – zwraca uwagę prof. Zaćmiński.
Zupełnie inaczej przebiegała kampania w Warszawie i innych wielkich miastach. Tu odbywały się masowe wiece sterowane przez reżim. „Posępne wrażenie. Słabe oświetlenie. Żelazne stropy, ławy w barwie żelaza, wszystko niby gigantyczna widownia ponurego cyrku. Nabite, głowa przy głowie, jak wymoszczone brukiem. Od razu zrozumiałam, że sala spędzona, u nas nikt nie przychodzi na godzinę przed najbardziej nawet atrakcyjnym widowiskiem. Publiczność była też dobrze porozrzucanymi wszędzie grupami wyreżyserowana. […] Było dla mnie w tym wszystkim coś infernalnego. Dante nie przewidział takiej postaci mąk piekielnych” – relacjonowała Maria Dąbrowska, która odwiedziła wiec Frontu Narodowego w Hali Mirowskiej.
W dniu głosowania wielu wyborców było zaskoczonych działaniami komisji wyborczych. W licznych lokalach wyborczych agitatorzy nie pozwalali na tajne głosowanie i dokonanie skreśleń. Ta praktyka zaskoczyła nawet prymasa Stefana Wyszyńskiego. „Dla wszystkich sensacją jest moje dopytywanie się o +parawan+. Widocznie nikt nie starał się o tak sumienne wypełnienie przepisów ordynacji wyborczej. Wracam z +wyborów+ w niezwykle smutnym usposobieniu. Dla ludzi, którzy nigdy nie rozumieli wyborów – to właściwie wszystko jedno, nie inaczej dotąd głosowali. Ale dla ludzi znających życie polityczne i programy (ludzi) – to prawdziwy policzek” – pisał w „Pro memoria”. Prymas ujawnił, że skreślił z listy wszystkich poza Bierutem, ponieważ, jak uzasadniał, tylko tego kandydata znał osobiście.
Mimo że zasady obowiązujące w wyborach sprawiały, że władze nie musiały ich fałszować, to jednak prawdopodobnie przy ustalaniu wyniku posłużono się manipulacjami. Według ogłoszonych oficjalnie rezultatów wzięło w nich udział 95 proc. uprawnionych. „Nie należy wykluczyć, że na szczeblu centralnym możliwe było poprawienie tego wyniku, ale stosunkowo niewielkie. Frekwencja była rzeczywiście ogromna” – zaznacza prof. Zaćmiński. Spośród głosujących 99,8 proc. miało poprzeć jedyną listę kandydatów zgłoszoną przez Front Narodowy, złożoną z członków PZPR, ZSL i SD oraz niewielkiej grupy „bezpartyjnych”. W ocenie prof. Zaćmińskiego władze komunistyczne w wyborach z roku 1952 wykorzystały doświadczenia sfałszowanych wyborów z 1947 i referendum z 1946 r. „W późniejszym okresie różne elementy tego mechanizmu były stosowane przy kolejnych wyborach w PRL. Nigdy jednak nie powtórzono w takiej skali propagandy z kampanii w 1952 r.” – wyjaśnia badacz. Dodaje, że wybory były wyjątkowe na tle innych głosowań w dziejach PRL, ponieważ na listach wyborczych znalazło się siedmiu oficerów Armii Sowieckiej z marszałkiem Konstantym Rokossowskim na czele. Paradoksalnie, zgodnie z sugestiami Moskwy, nie mieli jednak prawa czynnego udziału w wyborach.
Nowy Sejm na pierwszym posiedzeniu zebrał się 20 listopada 1952 r. Na jego marszałka wybrano Jana Dembowskiego (ZSL), a na przewodniczącego Rady Państwa Aleksandra Zawadzkiego (PZPR). Dzień później funkcję prezesa Rady Ministrów objął Bolesław Bierut. Dwa dni później Sejm uchwalił propagandową amnestię. Jej rzeczywisty zasięg był minimalny. Nie uratowała skazanych na karę śmierci żołnierzy podziemia niepodległościowego. Na okres pierwszej kadencji Sejmu PRL przypadł szczytowy okres terroru politycznego. Kolejne wybory, w styczniu 1957 r., odbywały się na fali gasnącego entuzjazmu wobec przemian październikowych. Nie spełniły pokładanych w nich nadziei. Do 1989 r. wybory w PRL pozostały jedynie fasadowym rytuałem organizowanym i w pełni kontrolowanym przez reżim.(PAP)
Michał Szukała
szuk/ skp/