
Pierwszoplanowym bohaterem kwietniowego numeru miesięcznika historycznego „Mówią Wieki” jest Bolesław Chrobry. Wiadomo: tysiąc lat temu właśnie w kwietniu koronował się na króla. Ale dzięki artykułom z nowego numeru „MW” każdy może się przekonać, ile w tym wydarzeniu jest pasjonujących szczegółów.
Z artykułów w kwietniowym numerze „Mówią Wieki” (4/2025 (783) wynika po pierwsze, że Bolesław Chrobry zasługuje na nasze uznanie. Należy się mu ono nie tylko za sprawą wygranych wojen, ale też zręczności dyplomatycznej, którą wykazał w kontaktach z sąsiadami.
I wcale tej wielkości pierwszego polskiego króla nie umniejsza fakt, że przynajmniej niektóre zakodowane w nas obrazy dotyczące Chrobrego to efekt misternej propagandy. W miesięczniku „Mówią wieki” z niektórymi mitami dotyczącymi panowania Chrobrego zmierzyli się historycy, świetni specjaliści od średniowiecza.
Prof. Przemysław Urbańczyk nie ograniczył się do opisu pierwszego polskiego króla, ale przypomniał jego ojca, księcia Mieszka I. To on – jak podkreślił prof. Urbańczyk – „bez kompleksów wkroczył na scenę geopolityczną”, a w polityce zagranicznej kierował się pragmatyzmem. Owszem, kiedy było to dla niego korzystne, szukał sojuszników dla zrównoważenia potęgi Cesarstwa (o Niemczech, podobnie jak o Polsce w dzisiejszym tego słowa znaczeniu trudno było mówić). Pod koniec swoich rządów zdecydował się jednak przystąpić do obozu cesarskiego. Efekt? To ułatwiło mu opanowanie w 990 roku Śląska zaodrzańskiego, na który łakomie patrzył też jego szwagier na tronie w Pradze - Boleslav II Pobožny.
Taką właśnie sytuację po Mieszku I odziedziczył Bolesław, choć w chwili śmierci ojca wcale nie mógł być pewny, że zasiądzie na opuszczonym przez niego tronie. Udało mu się tego dokonać, bo – jak przypomniał prof. Urbańczyk „wykazał się bezwzględną determinacją”: wypędził przyrodnich braci Lamberta i Mieszka oraz ich matkę, księżnę wdowę Odę, spacyfikował też wspierającą ich opozycję arystokratyczną. Owszem, złamał w ten sposób tzw. testament polityczny Mieszka I, ale zapobiegł osłabieniu młodego państwa.
Prof. Przemysław Urbańczyk: Chcemy w Chrobrym widzieć postać bez skazy. A przecież nie brakowało ciemniejszych stron jego charakteru. Potrafił być bezwzględny, a nawet okrutny, w dążeniu do wytyczonych celów, nie wahając się przed jawnym wiarołomstwem, jeżeli uznał je za doraźnie korzystne.
Bolesław od razu postawił na sojusz z Cesarstwem, a niedaleka przyszłość potwierdziła słuszność takiej strategii. Już jesienią 992 r. demonstracyjnie podkreślił swoją lojalność polityczną, wysyłając Ottonowi III zbrojne wsparcie w jego ekspedycji przeciwko księstwo połabskim. Trzy lata później Bolesław osobiście wziął udział w następnej wyprawie Ottona, cementując w ten sposób sojusz, a może już też przyjaźń z młodziutkim władcą.
Potem doskonale wykorzystał męczeństwo zabitego przez Prusów Wojciecha, wykupując ciało biskupa i uroczyście składając je w Gnieźnie. Trzy lata później z pielgrzymką do grobu słynnego męczennika przyjechał sam cesarz. „Taka pokojowa wizyta u prowincjonalnego księcia była absolutnym ewenementem, lokując Bolesława w centrum sceny geopolitycznej” – podkreślił prof. Urbańczyk.
Oprócz doraźnych, politycznych korzyści ta wizyta przyniosła jeszcze ważniejsze w warstwie symbolicznej. Spotkanie, które dzisiaj nazywamy zjazdem gnieźnieńskim, radykalnie podniosło status Bolesława Chrobrego, a więc i jego państwa. Zdecydowały o tym rozmaite gesty cesarza, który przywiózł ze sobą pierwszego polskiego metropolitę arcybiskupa gnieźnieńskiego Radima Gaudentego. Zwolnił też państwo piastowskie z obowiązku płacenia dorocznego trybutu i obdarował Bolesława kopią świętej włóczni cesarskiej, przechowywaną do dzisiaj w skarbcu archikatedralnym na Wawelu.
Te dobre relacje z zachodnim sąsiadem się skończyły, gdyż następny cesarz Henryk II wrócił do tradycyjnej polityki hegemonistycznej. Zaowocowało to starciami zbrojnymi, które na 14 lat zdestabilizowały obustronne stosunki. „Nie wszystkie te wojny Bolesław wygrał, ale żadnej z nich wyraźnie nie przegrał” – przypomniał prof. Urbańczyk.
Zwrócił też uwagę na to, że szczyt potęgi politycznej Bolesław Chrobry osiągnął w 1018 r., kiedy wspierany przez 300 wojowników niemieckich i 500 węgierskich jeźdźców wszedł do niebronionego Kijowa, a potem wrócił z wielkimi łupami do Polski. Udało się mu zbrojnie spacyfikować wszystkich swoich sąsiadów, łącznie z cesarzem.
Otworzył ponadto swoje terytorium przed cudzoziemcami, na co wskazują różne pozostałości odkryte przez archeologów. Wśród specyficznie ozdobionych przedmiotów codziennego użytku, na które natrafili, są m.in. takie ze Skandynawii.
Sama koronacja królewska była właściwie tylko formalnym potwierdzeniem silnej pozycji Bolesława. Czekać na nią musiał jednak aż do 1024 r., kiedy w krótkim odstępie zmarli nieżyczliwy mu papież Benedykta VIII i otwarcie wrogi cesarz Henryk II. Wykorzystując długotrwały kryzys sukcesyjny w cesarstwie i wyniesienie na tron papieski znanego ze skłonności do przekupstwa Jana XIX, Chrobry zdobył wreszcie upragnioną koronę.
Przez stulecia mówiono o naszym pierwszym królu w samych superlatywach, bo taką wizję narzucił Gall Anonim. „Ten zgodny z prawdą historyczną, ale dość jednostronny obraz sprawia, że też chcemy w Chrobrym widzieć postać bez skazy. A przecież nie brakowało ciemniejszych stron jego charakteru. Potrafił być bezwzględny, a nawet okrutny, w dążeniu do wytyczonych celów, nie wahając się przed jawnym wiarołomstwem, jeżeli uznał je za doraźnie korzystne. Obciąża go też niejako upadek jego wielkiego projektu już kilka lat po jego śmierci, kiedy królestwo zostało podzielone, a potem całkowicie się rozpadło” – tak panowanie Bolesława Chrobrego podsumował prof. Urbańczyk.
Autorem kolejnego artykułu w kwietniowym numerze „Mówią Wieki” jest Stanisław Rosik, mediewista z Uniwersytetu Wrocławskiego. Zwrócił uwagę, że na przekór tezie utrwalonej szczególnie po słynnych kościelnych obchodach Millenium z 1966 roku, o żadnym chrzcie Polski tysiąc lat wcześniej nikt nie słyszał. Chrześcijaństwo przyjął tylko książę Mieszko, a nowy kult ograniczył się wyłącznie do jego dworu i wąskich elit. Miało się to częściowo zmienić dopiero za czasów Bolesława Chrobrego.
Marcin R. Pauk, mediewista z Uniwersytetu Warszawskiego zajął się z kolei opisem stosunków z Czechami. Przypomniał, że w pierwszych dwóch stuleciach istnienia dynastycznych władztw Piastów i Przemyślidów konflikty między nimi były dużo częstsze i nierzadko bardziej dramatyczne niż te między Cesarstwem a Polską. Zdarzały się zarówno konfrontacje zbrojne, łupieskie napady na pograniczu i wzajemne ingerencje w wewnętrzne spory o władzę, jak i dynastyczne małżeństwa i raczej doraźne sojusze.
Na ciekawe aspekty sprawy koronacji Bolesława Chrobrego zwrócił uwagę Tomisław Giergiel, adiunkt w Instytucie Historii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie i kierownik Działu Historycznego Muzeum Okręgowego w Sandomierzu. Podkreślił, że „sakralne namaszczenie w 1025 roku było uzupełnieniem aktu Ottona III z 1000 roku, koniecznym do stworzenia chrześcijańskiej monarchii, w której władca poważnie traktował swe obowiązki wobec Boga”, a „koronacja wynosiła Bolesława Chrobrego ponad innych Piastów, uporządkowała sukcesję i otwierała prawo do koronacji Mieszka II”.
Rzecz w tym, że chyba nigdy już nie uda się ustalić wielu szczegółów koronacji i opisując ją historycy są zmuszeni to przyznać. Nie da się więc np. z całą pewnością określić, gdzie i kiedy koronacja się dokonała, ani co się później stało z koroną. Koronatorem był prawdopodobnie arcybiskup gnieźnieński Hipolit, następca Radzima Gaudentego. Miejscem ceremonii mogła być katedra w Gnieźnie, odbudowana po pożarze w kwietniu 1018 roku. „Jeżeli jednak świątyni nie zdążono odbudować, jedynym miejscem godnym tego wydarzenia była katedra poznańska” – zwrócił uwagę historyk.
Przypomniał też inne pytania, na które historia nie zna jednoznacznych odpowiedzi: jakiego kształtu była korona Bolesława? Czy na pewno w państwie polskim znaleźli się złotnicy, którzy potrafili wykonać takie precjozum? Czy jej wykonanie zostało zlecone za granicą? Czy może wykorzystano cesarski diadem, który Otton III włożył na głowę Chrobrego w czasie zjazdu gnieźnieńskiego?
Zarówno z tego, jak i z pozostałych artykułów kwietniowego miesięcznika "Mówią Wieki" płynie wniosek, że jedno z najważniejszych wydarzeń w historii Polski jest i chyba na zawsze pozostanie jednym z najbardziej tajemniczych. (PAP)
jkrz/