W poniedziałek minie 43. rocznica pacyfikacji katowickiej kopalni Wujek, gdzie 16 grudnia 1981 r. zomowcy oddali strzały do protestujących górników. Od ich kul zginęło dziewięciu uczestników strajku. Była to największa tragedia stanu wojennego.
Główne rocznicowe obchody, w których wezmą udział rodziny ofiar, uczestnicy historycznego strajku, związkowcy i przedstawiciele władz, rozpoczną się wczesnym popołudniem tradycyjną mszą w pobliskim kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Później uczestnicy uroczystości przejdą pod Krzyż-Pomnik przy kopalni, gdzie zostanie odczytany apel pamięci i zostaną wygłoszone przemówienia. Uroczystość zakończy składanie wieńców.
Przed południem hołd zabitym oddadzą uczestnicy Biegu Dziewięciu Górników. Weźmie w nim udział prawie 900 osób – uczniów i nauczycieli z kilkudziesięciu szkół oraz instytucji ze Śląska i Zagłębia. Uczestnicy biegu jak co roku założą koszulki z wizerunkami ofiar pacyfikacji. Podobnie jak w poprzednich latach tegorocznym obchodom towarzyszy akcja "Zatrzymać miasto". O 11.00 w Katowicach zawyją syreny alarmowe.
Również przed południem w holu Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego im. prof. K. Gibińskiego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach odbędzie się uroczystość złożenia kwiatów pod tablicą upamiętniającą postawę lekarzy, pielęgniarek i innych pracowników służby zdrowia, którzy nieśli pomoc górnikom z Wujka.
Na kilka godzin przed głównymi obchodami, w poniedziałek rano, kwiaty pod Krzyżem-Pomnikiem złoży prezes Instytutu Pamięci Narodowej Karol Nawrocki, wraz z dyrektorem katowickiego oddziału IPN Andrzejem Sznajderem.
Rocznicowe obchody honorowym patronatem objął prezydent Andrzej Duda. W tym roku prezydent, który 16 grudnia w Wiśle będzie gospodarzem spotkania prezydentów państw Grupy Wyszehradzkiej, przyjedzie do Katowic w przeddzień głównych obchodów, w niedzielę. Wieczorem złoży wieniec pod Krzyżem-Pomnikiem.
Strajk w kopalni Wujek wybuchł 14 grudnia 1981 r. Już dzień wcześniej górnicy gotowi byli przerwać pracę w obronie przewodniczącego zakładowej komisji NSZZ "Solidarność" Jana Ludwiczaka. Dotarła do nich wieść o tym, że w nocy z 12 na 13 grudnia milicjanci zabrali Ludwiczaka z jego mieszkania, wyłamując przy tym drzwi i bijąc górników, którzy przyszli mu na ratunek.
Ostatecznie decyzję o rozpoczęciu strajku 14 grudnia podejmowały kolejne zmiany. W postulatach przedstawionych dyrekcji kopalni i przedstawicielom wojska górnicy domagali się uwolnienia Ludwiczaka oraz innych internowanych, odwołania stanu wojennego i przestrzegania porozumień zawartych przez stronę rządową w sierpniu i wrześniu 1980 r. Na przywódcę strajku, w którym wzięło udział ok. 3 tys. górników, wybrano Stanisława Płatka, sekretarza komisji rewizyjnej "S" w zakładzie.
W pierwszych dniach stanu wojennego na Śląsku zastrajkowało około 50 zakładów pracy. Do strajkujących w Wujku 15 grudnia zaczęły dochodzić wieści, że milicja i wojsko spacyfikowały niektóre z nich, m.in. kopalnię Manifest Lipcowy w Jastrzębiu-Zdroju, gdzie milicjanci użyli broni palnej, raniąc czterech protestujących. Górnicy z Wujka, nie wiedząc jeszcze wówczas, że strzelano do robotników w Manifeście, rozpoczęli przygotowania do obrony swojego zakładu. Bronią stały się łopaty, kilofy, łańcuchy, zaostrzone pręty, cegły i śruby.
Ostatecznie, 16 grudnia, w środę, władza postanowiła siłowo zdławić bunt. Po godzinie ósmej kopalnię otoczyła milicja, do której dołączyło wojsko. Godzinę później do górników przyszli przedstawiciele wojska i dyrekcji, którzy zapowiedzieli, że jeśli do jedenastej strajkujący nie opuszczą kopalni, zakład zostanie "odblokowany". Następnie od kopalni brutalnie odepchnięto zgromadzonych przed jej ogrodzeniem ludzi, przeciwko którym ZOMO użyło granatów gazowych, pałek i armatek wodnych.
Po rozpędzeniu tłumu milicja i ZOMO przystąpiły do pacyfikacji kopalni. W kierunku zakładu wystrzeliwano gazy łzawiące i świece dymne, a strajkujących polewano wodą z armatek. W końcu na teren kopalni wjechał czołg, robiąc wyłom w murze, przez który do zakładu weszli funkcjonariusze, m.in. pluton specjalny ZOMO, uzbrojony w pistolety maszynowe. W stronę strajkujących górników padły strzały.
Na miejscu zginęło pięciu górników, czterej pozostali zmarli później w szpitalach. Dla Józefa Czekalskiego, Krzysztofa Gizy, Ryszarda Gzika, Bogusława Kopczaka, Zenona Zająca, Zbigniewa Wilka, Andrzeja Pełki, Jan Stawisińskiego i Joachima Gnidy była to ostatnia szychta w życiu. Najmłodszy z nich miał 19 lat, najstarszy – 48.
Ran postrzałowych doznało także 23 innych protestujących. Nie jest znana liczba tych, którzy zostali lżej poszkodowani, m.in. zatruci gazem łzawiącym. Także załogi karetek pogotowia, które ewakuowały rannych i zagazowanych górników, były zatrzymywane i bite przez zomowców. Rany odniosło również kilkudziesięciu funkcjonariuszy milicji i żołnierzy.
"Plan zduszenia siłą strajku w KWK Wujek, a także charakter ran postrzałowych ofiar (jamy brzusznej, klatki piersiowej czy czaszki) dowodzą, że masakra z 16 grudnia była działaniem z premedytacją. Świadczy o tym także fakt utrudniania przez wojsko i milicję akcji ratunkowej na terenie kopalni" – podkreślają historycy IPN.
Po zakończeniu pacyfikacji doszło do rozmów przedstawicieli obu stron. Górnicy zwolnili ujętych trzech milicjantów, oddali broń i zakończyli strajk. Wkrótce potem Służba Bezpieczeństwa zatrzymała osiem osób, które oskarżono o organizowanie i kierowanie strajkiem w Wujku. W lutym 1982 r. czterej z nich otrzymali wyroki od trzech do czterech lat więzienia, czterej inni zostali uniewinnieni.
20 stycznia 1982 r. umorzono sterowane przez władze śledztwo w sprawie odpowiedzialności milicjantów za użycie broni palnej podczas pacyfikacji Wujka. Prokuratura Garnizonowa w Gliwicach uznała, że milicjanci działali w obronie koniecznej. Według ustaleń specjalnej komisji sejmowej, tzw. komisji Rokity, powołanej w 1990 r. do badania zbrodni okresu PRL, tamto śledztwo prowadzone było z naruszeniem prawa. Sprawę wznowiono po upadku komunizmu.
Prawomocny wyrok skazujący byłych zomowców zapadł jednak dopiero w czerwcu 2008 r. – po trzech procesach w I instancji. Sąd Apelacyjny w Katowicach skazał wówczas prawomocnie byłego dowódcę plutonu specjalnego Romualda C. na 6 lat więzienia, a 13 jego podwładnym wymierzył od 3,5 do 4 lat więzienia. To C. dał sygnał do otwarcia ognia – wynika z ustaleń procesu.
Według sądu w sposób niewątpliwy w toku procesu ustalić można było jedynie, że oskarżeni działali wspólnie oraz że w wyniku działań niektórych z nich, a za wiedzą pozostałych, śmierć ponieśli górnicy. Zmowa milczenia uniemożliwiła wskazanie, kto konkretnie strzelał i zabił lub ranił górników. Wniesione kasacje Sąd Najwyższy oddalił w 2009 r. – wyrok stał się ostateczny blisko 28 lat po tragedii.
Osobno był sądzony inny członek plutonu specjalnego Roman S., który przez lata mieszkał w Niemczech. W maju 2019 r. został zatrzymany w Chorwacji na podstawie europejskiego nakazu aresztowana i wydany przez to państwo stronie polskiej. W grudniu 2019 r. Sąd Okręgowy w Katowicach skazał go na 3,5 roku więzienia. Sąd Apelacyjny w Katowicach kilka miesięcy później utrzymał ten wyrok w mocy.
W oddzielnym procesie, przed warszawskim sądem, odpowiadał gen. Czesław Kiszczak, oskarżony o przyczynienie się do śmierci górników z Wujka. Pierwszy jego proces ruszył w 1994 r. – w 1996 r. sąd okręgowy uniewinnił Kiszczaka. W 2004 r. skazał go na 2 lata więzienia w zawieszeniu. W 2008 r. sprawę umorzono z powodu przedawnienia. W 2011 r. Kiszczaka ponownie uniewinniono. Wszystkie wyroki uchylał potem Sąd Apelacyjny w Warszawie, który zwracał sprawy do sądu okręgowego. Kiszczak zmarł w listopadzie 2015 r.(PAP)
kon/ itm/