Dokumenty, których sprzedaż IPN-owi zaproponowała wdowa po Czesławie Kiszczaku, mogą mieć bardzo różny charakter, ich wartość trudno ocenić - powiedział PAP historyk prof. Andrzej Paczkowski. Dodał, że pewna część dokumentów z czasów PRL trafiła w prywatne ręce.
"To mogą być zarówno dokumenty szczebla ogólnego, jakieś protokoły, analizy, notatki, stenogramy, ale to mogą być też dokumenty operacyjne dotyczące konkretnych osób. To może być bardzo różny materiał, jego wartości też nie sposób ocenić, każdy dokument jest interesujący, tak dużo osób zajmuje się tą historią współczesną, że jak nie jednemu, to drugiemu coś będzie potrzebne, a czasami mogą się trafić jakieś perełki, trudno powiedzieć" - powiedział Paczkowski.
Jeżeli chodzi o wiarygodność tych dokumentów, to wszystko jest do sprawdzenia, są specjaliści, przede wszystkim archiwiści, którzy tym się zajmują - dodał.
"Nie podejrzewam, że pan Kiszczak chował dokumenty, które sam fałszował, ale oczywiście nie znaczy to, że każdy z tych dokumentów, który miał, jest prawdziwy, mógł dostać też fałszywy dokument, a ponadto dokument może być prawdziwy, a informacje w nim zawarte są nieprawdziwe" - zaznaczył Paczkowski.
Pytany, czy takie przetrzymywane dokumenty mogły mieć jakiś wpływ na scenę polityczną w latach 90. powiedział, że do tej pory nie ma "jednoznacznego przykładu rzeczywistego szantażu" przy pomocy dokumentów operacyjnych służb bezpieczeństwa czy wywiadu.
"Toczy się od kilkunastu lat cała procedura lustracyjna, większość dokumentów operacyjnych jest już od dawna dostępna, ukazały się już setki artykułów, opracowań, książek opartych o materiały operacyjne dotyczące tajnych współpracowników. I właściwie do tej pory nikt tej takiej siatki nie potrafił zarysować, ona funkcjonuje jako pewna hipoteza od bardzo wielu lat" - powiedział Paczkowski.
"W opinii publicznej przyjęło się, że jest raczej jakieś jądro, jakaś zorganizowana cała struktura, która działa m.in. z wykorzystaniem materiałów operacyjnych, które zostały sprywatyzowane, czyli zostały wyniesione z urzędów, wtedy kiedy aparat bezpieczeństwa był rozwiązywany" - dodał Paczkowski.
"Pewna część braków w dokumentacji, którą przekazywano do IPN, właśnie z tego wynikała, że nie było na jakieś dokumenty ani protokołu ich zniszczenia, ani nie było dokumentów, czyli gdzieś wyparowały" - powiedział Paczkowski.
Dodał, że - jak rozumie - dokument, który przedstawiła we wtorek wdowa po Kiszczaku, to notatka z jednego ze spotkań TW "Bolek" z oficerem prowadzącym. "I o ile znam materiały dotyczące TW "Bolka" do tej pory opublikowane, czy będące w obiegu naukowym, to nie jest to nowina, że takie spotkanie miało miejsce" - powiedział Paczkowski. (PAP)
kos/ gma/ abr/