Zomowiec przystawiający nastolatkowi pistolet do głowy, pacyfikacja obserwowana z dachu wieżowca, szok po tym, jak zginęli górnicy – autentyczne przeżycia ludzi mieszkających w pobliżu kopalni Wujek stały się kanwą spektaklu w Teatrze Śląskim w Katowicach.
W piątek przypada 35. rocznica krwawej pacyfikacji kopalni Wujek – największej tragedii stanu wojennego, w wyniku której od milicyjnych kul zginęło dziewięciu górników.
Prapremiera widowiska muzycznego pt. „Wujek. 81. Czarna ballada” według scenariusza i w reżyserii Roberta Talarczyka odbędzie się 17 grudnia. Przedstawienie powstało na podstawie jego przeżyć – jako dziecko mieszkał w pobliżu kopalni Wujek i obserwował, jak na życie całej społeczności wpłynęła największa tragedia stanu wojennego – podczas pacyfikacji strajkującego zakładu zginęło 9 górników, a kilkudziesięciu zostało rannych.
„16 grudnia 1981 r. w moim życiu był największą przygodą i największą traumą” – wspominał reżyser w rozmowie z PAP.
Wraz z kolegami był m.in. pod kopalnianą bramą, gdzie zbierali się mieszkańcy, chcąc się dowiedzieć, co się dzieje. Po rozgonieniu tych ludzi przez ZOMO, chłopcy obeszli kopalnię z drugiej strony.
„Tam nam zastawił drogę jakiś milicjant lub żołnierz ubrany w moro, przystawił nam pistolet do głowy i powiedział nam, że mamy sp….ć stąd, bo skończymy jak nasi starzy. Myśmy uciekli, potem polecieliśmy jeszcze raz pod bramę, ale tam już było ZOMO, rzucali świecami dymnymi, myśmy je odrzucali, zanim wybuchły” – opowiadał Robert Talarczyk.
Potem chłopcy poszli na dach wieżowca nieopodal kopalni. „Tam dziadkowie siedemdziesięcioparoletni siedzieli na krzesełkach jak na ryby, mieli flaszeczki, lornetki, obserwowali to wszystko, co się działo - zomowców, czołgi, helikopter, który tam latał. Była atmosfera pikniku - myślę, że z tego powodu, że nikt się nie spodziewał, co się może wydarzyć naprawdę. Wszyscy myśleli, że wejdą zomowcy, zrobią awanturę, rozgonią górników, nikt nie podejrzewał, że dojdzie do tragedii i użyją ostrej amunicji” – dodał.
Jak mówił, przypadająca w tym roku 35. rocznica pacyfikacji skłoniła go, by wreszcie „wyeksplikować to z siebie artystycznie”.
Grająca w spektaklu rolę Barbórki primadonna Opery Śląskiej Joanna Kściuczyk-Jędrusik podkreśliła, że już podczas pierwszych prób artyści byli poruszeni tym tekstem. „Jest to niezwykłe dzieło, bo coś w nim jest, coś niezwykłego, coś nieokreślonego, oprócz tego, że jest bardzo dobrze napisane, są przepiękne teksty piosenek, piękna muzyka jest, ale jest jeszcze to coś, co trudno nazwać, co się unosi i co tak pięknie w człowieka wchodzi, a sceny są nieprawdopodobne” – powiedziała.
Na scenie – oprócz artystów zespołu Teatru Śląskiego i nastolatków wybranych w castingu – spotkają się też aktorzy i tancerze Opery Śląskiej w Bytomiu, muzycy z górniczej orkiestry dętej i raper Miuosh, który napisał 4 piosenki do przedstawienia i wspólnie z Hadrianem Filipem Tabęckim stworzył do niego muzykę.
„Napisałem muzykę, teksty i wykonuję te utwory, jak zawsze w świecie rapowym się przyjęło. W przypadku tej sztuki cały ten patos, który zostaje w człowieku po oglądaniu tych wszystkich filmów, nawet trochę go tam w tej +Śmierci+ (film „Śmierć jak kromka chleba” o wydarzeniach na Wujku-PAP) u Kazimierza Kutza jest - jego tutaj nie ma. Jest pokazana rodzina, emocja, i jakaś więź, i ta taka struktura, która dostaje po łbie w momencie pacyfikacji, czyli ten żal, smutek, strach, te dzieciaki, które tak naprawdę budują to wszystko, i cała ta taka śląskość, zamknięta w ramach tych paru osób, które tworzą tę familię tutaj u nas. To jest najważniejsze w tym wszystkim” – powiedział Miuosh.
Anna Gumułka (PAP)
lun/ hgt/