26 sierpnia 1980 r. w Łodzi rozpoczął się jeden z największych w Polsce strajków komunikacji publicznej. W czwartek, jak co roku tego dnia, przy dawnej zajezdni przy ul. Kraszewskiego, wtedy siedzibie komitetu strajkowego, odbyły się uroczystości upamiętniające 41. rocznicę protestu.
W obchodach rocznicy wzięli udział m.in. uczestnicy tamtego strajku, przedstawiciele ówczesnej opozycji niepodległościowej, przewodniczący Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność" Ziemi Łódzkiej Waldemar Krenc, wojewoda łódzki Tobiasz Bocheński i przedstawiciele władz miasta oraz reprezentanci urzędów i instytucji.
"Rozpoczęcie strajku w Łodzi było powiązane z innym startującym wtedy protestem komunikacji miejskiej, we Wrocławiu. To były początki solidarności pomiędzy zakładami pracy, ale i Solidarności w ogóle, Solidarności jako wolnego związku zawodowego" - podkreślił w rozmowie z PAP Waldemar Krenc.
"Rozpoczęcie strajku w Łodzi było powiązane z innym startującym wtedy protestem komunikacji miejskiej, we Wrocławiu. To były początki solidarności pomiędzy zakładami pracy, ale i Solidarności w ogóle, Solidarności jako wolnego związku zawodowego" - podkreślił w rozmowie z PAP Waldemar Krenc.
"Musimy pamiętać o takich rocznicach, tak jak musimy pamiętać i o tym, że z Solidarności wyrosły ruchy społeczne i partie polityczne. I tym ludziom należy się szacunek" - podkreślił. "Nie ma jednak naszej zgody, alby ludzie Solidarności noszący kiedyś nasz znaczek, pluli na polską flagę, na polskie instytucje" - podsumował Krenc.
W sierpniu 1980 r. do protestu stoczniowców i górników przyłączyło się większość łódzkich przedsiębiorstw i zakładów pracy z regionu. W MPK powstał komitet strajkowy. Na jego czele stanął wtedy kierowca Andrzej Słowik.
26 sierpnia 1980 roku na ulice Łodzi nie wyjechały tramwaje i autobusy. "Pamiętam, że jak tego dnia o godzinie 10 przyjechałem do jednej z zajezdni, to już na teren zakładu próbowali wejść agenci komunistycznej bezpieki" – wspominał Andrzej Słowik, który po strajku został pierwszym przewodniczącym łódzkiej "Solidarności".
26 sierpnia 1980 roku na ulice Łodzi nie wyjechały tramwaje i autobusy. "Pamiętam, że jak tego dnia o godzinie 10 przyjechałem do jednej z zajezdni, to już na teren zakładu próbowali wejść agenci komunistycznej bezpieki" – wspominał Andrzej Słowik, który po strajku został pierwszym przewodniczącym łódzkiej "Solidarności".
Strajk łódzkiej komunikacji to była najdotkliwsza forma protestu dla wszystkich, ale najbardziej dla komunistycznych władz, które – zdaniem uczestników tamtych wydarzeń - od strajku w łódzkim MPK, naprawdę zaczęły się bać.
"Skala protestu ich przerosła" – ocenił Słowik dodając, że perspektywa wolnej Polski napędzała wtedy ludzi niespotykanym entuzjazmem. Strajkujący wierzyli w moc zwyczajnej ludzkiej solidarności. Zdaniem Słowika niewielu przewidywało wówczas, że komuniści, po ostatecznym upadku zarządzanego przez nich i zależnego od sowieckiego imperium państwa, tak szybko się otrząsną.
Sprawujący nadzór nad bezpieczeństwem strajku w łódzkim MPK Longin Chlebowski przypomniał, że zaczęło się od spraw socjalnych i żądania zrównania zarobków pracowników komunikacji z Warszawy z wypłatami ich łódzkich kolegów.
"Stopniowo docierało do nas, że nie chodzi przecież tylko o nas, że możemy wysunąć nie tylko te żądania" – mówił Chlebowski. "Mieliśmy świadomość, że jak staną łódzkie tramwaje i autobusy, ośmielimy też ludzi w innych zakładach Łodzi i województwa" - dodał.
"Stopniowo docierało do nas, że nie chodzi przecież tylko o nas, że możemy wysunąć nie tylko te żądania" – mówił Chlebowski. "Mieliśmy świadomość, że jak staną łódzkie tramwaje i autobusy, ośmielimy też ludzi w innych zakładach Łodzi i województwa" - dodał.
O poparciu dla strajkujących świadczyła reakcja łodzian pozbawionych przecież transportu publicznego. "My czuliśmy wsparcie pasażerów" – mówił Słowik. Bo właśnie poparcie łodzian dla strajku miało konkretny, aprowizacyjny wymiar.
"Dowodem na to było zaopatrzenie w żywność. Pieczywo do nas docierało, bo piekarz fundował chleb codziennie. Ludzie przynosili żywność. To była spontaniczna +zrzuta+ mieszkańców Łodzi" – wspomina Słowik.
Słowik zwrócił uwagę, że łódzki strajk zakończył się późnym wieczorem 31 sierpnia 1980 roku, już po podpisaniu gdańskich porozumień w stoczniowej sali BHP.
"Nie chcieliśmy kończyć naszego protestu zaraz po podpisaniu porozumień. Poprosiliśmy naszych delegatów, aby odczekali chwilę i powiedzieli, czy nie dzieje się nic niepokojącego. Dopiero, jak to zrobili, zakończyliśmy strajk" – mówił Andrzej Słowik.(PAP)
Autor: Hubert Bekrycht
hub/ jann/