Wydarzenia z lipca 1941 r. były bez wątpienia reżyserowane przez Niemców, którzy dobrze znali niedawną historię okupacji sowieckiej – mówi PAP prof. Jan Żaryn z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. 10 lipca 1941 r. w Jedwabnem doszło do pogromu ludności żydowskiej.
PAP: Czy po kilkunastu latach dyskusji na temat wydarzeń w Jedwabnem wiemy więcej, niż gdy temat ten pojawił się w przestrzeni publicznej? Czy możemy dziś przesądzić, że była to zbrodnia wykonana rękami Polaków, czy Niemcy byli jej sprawcami?
Prof. Jan Żaryn: Historię tragedii w Jedwabnem należy rozpatrywać w dwóch płaszczyznach. Pierwsza to treść i kontekst książki Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi”. Wywołała one bardzo daleko idące skutki, mimo że zawiera tak ogromne przekłamania, że trudno opowiadać o niej jako o wykładni historii Polski i Polaków tego czasu. Zostawmy więc książkę pana profesora Grossa i zastanówmy się co wydarzyło się w lipcu 1941 r.?
Należy powiedzieć, że Niemcy wkraczając na ziemie II Rzeczypospolitej, pozostające w latach 1939-1941 pod okupacją sowiecką, posiadali plan zawierający hasło oczyszczenia tych obszarów z tzw. żydokomuny. Ów niemiecki postulat miał spowodować, że narody podbijane przez Niemców miały stać się jednocześnie beneficjentami tego podboju po dramatycznej dla nich okupacji sowieckiej. Przedstawiciele co najmniej dwóch narodów podbitych przez Niemców poddały się tej narracji. Mam na myśli część narodu ukraińskiego, która w kolaborację weszła tak głęboko, że tworzyła za zgodą Niemców formacje zbrojne. Drugim byli Litwini, którzy być może jeszcze mocniej niż Ukraińcy zaangażowali się w tworzenie oddziałów podległych okupantowi niemieckiemu zaangażowanych bezpośrednio w zagładę Żydów.
Prof. Jan Żaryn: Fakty są takie, że Niemcy próbowali prowokować Polaków do takich działań posiłkując się stanem ich rzeczywistych emocji po okupacji sowieckiej i dążyli do wprowadzenia ich w krąg nienawiści budowany przez oddziały Einsatzgruppen. Formacje te były rzeczywistymi reżyserami każdego z kilkunastu tragicznych zbrodni z czerwca i lipca 1941 r., począwszy od wydarzeń w Białymstoku, poprzez Wąsocz, Radziłów, na Jedwabnem kończąc.
Zachowane dokumenty z tamtego okresu, między innymi raporty wywiadu ZWZ-AK, a także dziennik Kazimierza Sakowicza dają nam wstrząsające świadectwo rozpoczęcia Holokaustu z udziałem formacji litewskich, czego konsekwencją są masowe groby w Ponarach; to bestialstwo świadczyło o współpracy litewsko-niemieckiej na warunkach III Rzeszy.
Na tym tle widać, że Polacy - jako zorganizowana społeczność - nie weszli w żadnym aspekcie we współpracę z okupantem niemieckim i w jego projekt zagłady, mimo zachęt propagandowych. W propagandzie niemieckiej tego okresu obecna była interpretacja, według której narody uwalniane spod sowieckiej okupacji, mające być beneficjentami nowego niemieckiego porządku powinny oczyszczać z „żydokomuny” podporządkowane Niemcom ziemie. Taka interpretacja w kontekście rzekomego udziału narodu polskiego w projekcie niemieckim jest powtarzaniem kłamliwej goebbelsowskiej propagandy, wzmocnionej po wojnie niektórymi procesami – zbrodniami sądowymi czasów stalinowskich – opartymi na oskarżeniach z dekretu sierpniowego z 1944 r. „o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy” winnych zabójstw i kolaboracji z III Rzeszą.
Fakty są takie, że Niemcy próbowali prowokować Polaków do takich działań posiłkując się stanem ich rzeczywistych emocji po okupacji sowieckiej i dążyli do wprowadzenia ich w krąg nienawiści budowany przez oddziały Einsatzgruppen. Formacje te były rzeczywistymi reżyserami każdego z kilkunastu tragicznych zbrodni z czerwca i lipca 1941 r., począwszy od wydarzeń w Białymstoku, poprzez Wąsocz, Radziłów, na Jedwabnem kończąc. Wszędzie tam Niemcy próbują przymusić Polaków do uczestnictwa w tych mordach, co w większości wypadków się nie udaje, a jeśli to jedynie w formie biernej. Oczywiście w Jedwabnem znajdują folksdojczów i osoby spoza tej miejscowości, które przychodzą tam razem z Niemcami. Wszystko jednak dzieje się pod dyktando niemieckie.
PAP: Jakie są na to dowody?
Prof. Jan Żaryn: Części dostarczyła nam współczesność. To przede wszystkim wnioski z niedokończonej ekshumacji ciał ofiar zbrodni. Niestety jej wyniki są szczątkowe, i stąd pozostawiono pole do niedomówień. Swoją powinność wykonali jednak doskonali specjaliści pod kierunkiem prof. Andrzeja Koli, archeologa. Wiemy, że zginęło co najmniej 200 osób. Zostali wymordowani i spaleni w dwóch etapach. Spalenie w stodole zostało w jakiejś części poprzedzone rozstrzelaniem. Łuski amunicji używanej wówczas wyłącznie przez Niemców zostały znalezione na miejscu zbrodni. Są one również świadectwem, że ludność żydowska, szczególnie silniejsi mężczyźni próbowali zapewne bronić się w sytuacji konfrontacji ze śmiercią.
Wiemy również, że nawet jeśli część ludności polskiej uczestniczyła pod przymusem lub w jakiejś części motywowani pogańską nienawiścią w tym „spektaklu”, to jednak większość patrzyła z odrazą na to co Niemcy zgotowali tym niewinnym ludziom.
W mojej opinii najbardziej wstrząsająca jest relacja dwunastoletniej wówczas dziewczynki, która do dziś ma w pamięci obraz Niemców, którzy następnego dnia otoczyli płonący grób pełny spalonych zwłok, ale również wciąż żywych ofiar. W ciągu kolejnych dwóch dni Niemcy nie dopuszczali do tego miejsca Polaków próbujących nieść pomoc, humanitarnie reagujących na to „widowisko”. To nie tylko wizja, ale również oparta na przesłankach źródłowych wciąż niepełna prawda na temat Jedwabnego.
Prof. Jan Żaryn: Wszędzie tam (począwszy od wydarzeń w Białymstoku, poprzez Wąsocz, Radziłów, na Jedwabnem kończąc) Niemcy próbują przymusić Polaków do uczestnictwa w tych mordach, co w większości wypadków się nie udaje, a jeśli to jedynie w formie biernej. Oczywiście w Jedwabnem znajdują folksdojczów i osoby spoza tej miejscowości, które przychodzą tam razem z Niemcami. Wszystko jednak dzieje się pod dyktando niemieckie.
Książka profesora Jana Tomasza Grossa jest opowieścią równoległą do prawdy. Opiera się na zawinionym z intencji lub braków warsztatowych kłamstwie i złych intencjach autora, skutkujących pomówieniami. Autor pragnie udowodnić narodowi polskiemu, że jest narodem antysemitów ponieważ jest w swojej historii chrześcijański, a religia ta niesie w sobie zbrodnię. Jest to główna teza tej potwornie zakłamanej pracy. Naprawdę było właśnie odwrotnie. Wszystko co jest w nas, a wywodzi się z wartości chrześcijańskich stało się w trakcie II wojny światowej fundamentem pozytywnych emocji i postaw wobec cierpień ludności żydowskiej. To kłamstwo jest tym boleśniejsze, że wykonane przez człowieka, który sam doskonale zna polską mentalność.
PAP: Jakie znaczenie dla wydarzeń z lipca 1941 r. w tym i innych punktach ziem polskich ziem polskich zajmowanym przez Niemców miały takie epizody z jesieni 1939 r. jak witanie wojsk sowieckich przez ludność żydowską?
Prof. Jan Żaryn: Wydarzenia z lipca 1941 r. były bez wątpienia reżyserowane przez Niemców, którzy jednak dobrze znali niedawną historię okupacji sowieckiej. Była ona zdominowana przez represje państwa sowieckiego wymierzone przede wszystkim w Polaków. Deportacje z lat 1940-1941 obejmowały głównie Polaków. Mniejszości narodowe były postrzegane przez nas jako te, które opowiedziały się po stronie wroga, zdradziły II RP. Przedstawiciele tych mniejszości, zdaniem Polaków na Kresach, powinni zostać po wojnie osądzeni jako zdrajcy państwa polskiego. Dotyczyć to miało szczególnie mniejszości żydowskiej.
Taka perspektywa jest widoczna we wspomnieniach żołnierzy generała Andersa, a także przekazach ZWZ-AK przesyłanych do polskiego Paryża, potem Londynu. Taki obraz dominował, ale nie był do końca prawdziwy. Bez wątpienia skomunizowana młodzież żydowska weszła w kontakty z sowietami i stała się gloryfikatorem nowego porządku. Wśród Żydów znalazło się bardzo wielu delatorów i agentów NKWD, którzy wskazywali bezpiece Polaków mogących być członkami ruchu oporu.
Równocześnie jednak naród żydowski podlegał sowieckim represjom ze względów klasowych, nie mniejszym niż Polacy. Żydzi byli postrzegani w sowieckiej ideologii, jako nosiciele wartości burżuazyjnych. W przeciwieństwie do Polaków żyjących wówczas, dziś jesteśmy świadomi, że Żydzi pod okupacją sowiecką ponieśli ogromne straty. Dowiedzieliśmy się o tym po latach, gdy relacje żydowskie mogły ujrzeć światło dzienne, między innymi dzięki zbiorom Uniwersytetu Stanford.
Zachęcam do lektury pracy pt. "Widziałem Anioła Śmierci", zawierającej m.in. zeznania i relacje deportowanych Żydów polskich w ZSRS w latach II wojny światowej. Są w nich piękne i przejmujące wspomnienia żydowskich autorów, którym udało się przeżyć sowieckie piekło, represje i wyszli z ZSRS wraz z gen. Andersem. Nie zawsze ich pragnieniem był powrót do wolnej Polski, lecz walka o niepodległy Izrael.
Ten niepełny lub jednostronny obraz zachowań Żydów zderzył się w polskiej świadomości z Holokaustem. Po 1941 r., gdy Niemcy rozpoczęli masowe masakry niewinnej ludności w raportach Polskiego Państwa Podziemnego widać coraz bardziej pozytywną zmianę stosunku Polaków do Żydów. Dba o to także, w pierwszym rzędzie prasa konspiracyjna, Kierownictwo Walki Cywilnej, czyli podziemna propaganda. Nastroje zmieniają się jeszcze szybciej w kwietniu 1943 r., gdy w warszawskim getcie wybucha powstanie. Dzięki chwyceniu za broń Żydzi byli postrzegani jako ci, którzy zachowali się jak Polacy. Sympatia Polaków była ewidentnie po ich stronie.
Widać to również w przyroście liczby osób pomagających Żydom nazywanych Sprawiedliwymi Wśród Narodów Świata, a były ich setki tysięcy. Zdecydowali się oni na działanie zgodnie z sumieniem chrześcijańskim oraz w zgodzie z wytycznymi Polskiego Państwa Podziemnego oraz polityką Rządu RP na uchodźstwie.
Według znanych nam świadectw tak słowem jak i czynem, zachęcał do niesienia pomocy Żydom ówczesny Kościół katolicki, biskupi, kapłani i zgromadzenia zakonne żeńskie oraz męskie. Margines społeczeństwa polskiego, kolaborujący z Niemcami, był wrogiem tak wobec Żydów, jak i polskich aspiracji niepodległościowych.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ ls/