Gdybyśmy weszli w układ z Hitlerem w 1939 r., stalibyśmy się nie tylko jego wasalem, ale wręcz kolonią Niemiec. Społeczeństwo przyjęłoby ustępstwa na rzecz III Rzeszy jako kapitulację, a min. Józefa Becka uznano by za zdrajcę – mówi PAP prof. Marek Kornat z PAN. Prof. Kornat jest kierownikiem Zakładu Systemów Totalitarnych i Dziejów II Wojny Światowej w Instytucie Historii PAN oraz pracownikiem naukowym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
PAP: 2 listopada 1932 r. nastąpiła zmiana na stanowisku ministra spraw zagranicznych – Augusta Zaleskiego zastąpił Józef Beck. Jakie stosunki łączyły obu polityków?
Marek Kornat: Gdy w 1926 r. Józef Piłsudski objął władzę w Polsce, wyraził przekonanie, że Polska znajduje się w położeniu relatywnie korzystnym, tzn. może liczyć na kilka lat spokoju. Ta przepowiednia okazała się prawdziwa. Z wyboru marszałka szefem resortu spraw zagranicznych kierował wówczas ostrożny i zachowawczy polityk – August Zaleski.
Zarówno on, jak i Józef Beck - „prawą ręka” marszałka, szef gabinetu ministra spraw wojskowych (był nim właśnie Piłsudski), a od końca 1930 r. wiceminister spraw zagranicznych - nie różnili się w poglądach na strategię polityczną Polski – obaj byli wyznawcami tezy, że Polska musi trzymać się doktryny równowagi między Niemcami a Rosją. Innymi słowy: niemożliwa była współpraca z Rosją przeciwko Niemcom i odwrotnie.
Między Beckiem a Zaleskim istniały różnice charakterologiczne. Zaleski był delikatny i powściągliwy, a Beck – energiczny, zdecydowany, a niekiedy nawet bezwzględny. Obaj nie przepadali za sobą, ale starali się współpracować. Podczas pracy w MSZ dzielili się obowiązkami: Zaleski zajmował się głównie sprawami Zachodu i Ligą Narodów, a Beck odpowiadał za Wschód.
Marek Kornat: Między Beckiem a Zaleskim istniały różnice charakterologiczne. Zaleski był delikatny i powściągliwy, a Beck – energiczny, zdecydowany, a niekiedy nawet bezwzględny. Obaj nie przepadali za sobą, ale starali się współpracować. Podczas pracy w MSZ dzielili się obowiązkami: Zaleski zajmował się głównie sprawami Zachodu i Ligą Narodów, a Beck odpowiadał za Wschód.
O tym, że dojdzie do zmiany na stanowisku ministra spraw zagranicznych Beck mógł dowiedzieć się z ust Piłsudskiego w grudniu 1931 r. – pisał o tym w swych wspomnieniach „Ostatni raport”. Istnieje opinia, że dymisję przyspieszyło zagadkowe wydarzenie, mianowicie przeszukanie przez oficerów wywiadu – rzekomo na polecenie Becka - biurka ministra Zaleskiego w jego gabinecie. Po tym wydarzeniu Zaleski złożył Piłsudskiemu dymisję – uzgodniono, że jako powód dymisji zostanie podana choroba ministra. 2 listopada 1932 r. marszałek przyjął dymisję Zaleskiego. Tego dnia resort objął Beck.
Po powstaniu rządu emigracyjnego w Londynie utworzono specjalną komisję przesłuchującą świadków nt. przyczyn katastrofy kraju w 1939 r. W 1941 r. Zaleski niezwykle ostro zaatakował Becka mówiąc o nim, że jako szef MSZ dążył do tego, aby uczynić Polskę aliantem Niemiec.
PAP: Jak komentowano wybór Becka w Polsce i zagranicą?
Marek Kornat: Prasa opozycyjna podnosiła wobec Becka zarzut, że był wicepremierem w rządzie Piłsudskiego w 1930 r., a był to ten gabinet, który został powołany w przededniu aresztowań posłów opozycji.
Wyraźniejsze komentarze pojawiły się dopiero po 15 lutego 1933 r. Tego dnia Józef Beck wygłosił w sejmie swoje pierwsze przemówienie programowe. Padły tam słynne słowa, że stosunek Polski do Niemiec będzie taki, jak stosunek Niemiec do Polski. To zostało odebrane jako dowód stanowczości i jako potwierdzenie twardego kursu wobec zachodniego sąsiada. Beck nie godził się na żadne ustępstwa, żadne koncyliacyjne gesty, żadne zmiany granic. Żądał całkowitej symetrii w stosunkach wzajemnych.
Prasa zachodnia akcentowała fakt, że człowiek Piłsudskiego zastąpił względnie niezależnego, apolitycznego dyplomatę na stanowisku szefa MSZ. Podnoszono jeszcze dwie inne kwestie. Prasa francuska i sowiecka od razu wyciągnęły argument, że Beck był człowiekiem o poglądach proniemieckich i antyfrancuskich. Bezpodstawnie oskarżono go, że w czasie swojej misji na stanowisku attaché wojskowego w Paryżu w latach 1922-1923 Beck rzekomo chciał ukraść Francuzom jakieś dokumenty wojskowe. I dlatego rzekomo go wydalono z Warszawy. Jak dziś wiemy - jest to nieprawdą. Beck odszedł z tego stanowiska na własną prośbę dlatego, że w 1923 r. Piłsudski zrezygnował z szefowania w sztabie generalnym, a piłsudczyków usuwano zarówno z dyplomacji i jak i wojska.
W Polsce żadnej afery nie było, ale do 1938 r. co jakiś czas odnawiała się fala oskarżeń na tym tle. Padały zarzuty, ze Beck ma w karierze ciemny epizod we Francji. Było to całkowicie bezpodstawne oskarżenie.
PAP: W jakim stopniu Beck realizował wizję polityki zagranicznej Józefa Piłsudskiego?
Marek Kornat: Piłsudski sformułował dwa kanony polskiej polityki zagranicznej. Kanon pierwszy to normalizacja stosunków z wielkimi sąsiadami – z Niemcami i ZSRS. Kanon drugi to utrzymanie sojuszy z Francją i Rumunią. To jest wykład polskiej racji stanu w ujęciu tego męża stanu.
W 1935 r., przed śmiercią, Piłsudski udzielił Beckowi wskazówek. Uważał on, że należy podtrzymać dobre stosunki z Niemcami i Sowietami najdłużej jak można, utrzymać sojusz z Francją i próbować wciągnąć Wlk. Brytanię w relacje sojusznicze z Polską. Po 1935 r. Beck wykonywał te zadania.
Beck uważał, że upadek Austrii i Czechosłowacji z mapy Europy jest procesem nieuchronnym, co odpowiadało tezie Piłsudskiego, że wspomniane kraje są „chorymi” państwami Europy. Obaj sądzili, że Austria wcześniej czy później powinna znaleźć się pod kontrolą Niemiec, a Czechosłowacja jest sztucznym tworem paryskiej Konferencji Pokojowej.
Beck działał także na własną rękę, formułując np. projekt „Trzeciej Europy”, a więc stworzenia bloku państw środkowoeuropejskich od Skandynawii do Adriatyku. Była to jego autorska koncepcja polityczna.
Kluczowy jest fakt, że po śmierci marszałka w 1935 r. położenie międzynarodowe Polski gwałtownie się pogarszało. Beck realizował wskazówki Piłsudskiego w pogarszających się warunków geopolitycznych. Nie było jednak innych możliwości, albowiem nie sposób wyobrazić sobie innej definicji racji stanu Polski w omawianym okresie.
Można oczywiście powiedzieć, tak jak to uczynił Piotr Zychowicz w książce „Pakt Ribbentrop-Beck”, że trzeba było iść z Niemcami na ZSRS i stać się podporządkowanym aliantem Niemiec. Tyle tylko, że ten pogląd nie mógł być zrealizowany w ówczesnych warunkach. Wolą narodu było bronić swej niepodległości i całości granic – do końca.
PAP: Załóżmy jednak hipotetycznie scenariusz, że Polska w sojuszu z Niemcami zaatakowała ZSRS. Jak wyglądałoby miejsce Polski na mapie nazistowskiej Europy, co z kwestią żydowską? Innymi słowy: czy Beck mógł zatrzymać katastrofę 1939 r.?
Marek Kornat: Twierdzenie, że jakikolwiek polityk polski mógł zapobiec katastrofie jest tak samo niemądre jak twierdzenie, że jakikolwiek polityk mógłby zapobiec trzęsieniu ziemi, gradobiciu lub wylewom rzek podczas powodzi.
Marek Kornat: Gdybyśmy weszli w układ z Hitlerem, stalibyśmy się nie tylko jego wasalem, ale wręcz kolonią Niemiec. Polska nie mogłaby niczego osiągnąć. Nie mogłaby w najmniejszej mierze decydować dalej o własnym losie. Musiałaby iść na Związek Sowiecki razem z Niemcami, z wszystkimi konsekwencjami tego stanu rzeczy. Doszłoby tam do tragedii, prawdziwej gehenny. Ludność żydowska musiałaby zostać poddana eksterminacji – nie wyobrażam sobie tego inaczej jak z zaangażowaniem władz polskich w te działania.
Gdybyśmy weszli w układ z Hitlerem, stalibyśmy się nie tylko jego wasalem, ale wręcz kolonią Niemiec. Polska nie mogłaby niczego osiągnąć. Nie mogłaby w najmniejszej mierze decydować dalej o własnym losie. Musiałaby iść na Związek Sowiecki razem z Niemcami, z wszystkimi konsekwencjami tego stanu rzeczy. Doszłoby tam do tragedii, prawdziwej gehenny. Ludność żydowska musiałaby zostać poddana eksterminacji – nie wyobrażam sobie tego inaczej jak z zaangażowaniem władz polskich w te działania.
Twierdzenie, że Polska mogła zawrzeć sojusz z Niemcami, a następnie go zerwać, jest głupim, oszukańczym hasłem bez pokrycia. Polska leży tu gdzie leży, przez Polskę prowadzą drogi komunikacyjne na Wschód. Nie było możliwości, by rząd Rzeczypospolitej w czasie II wojny światowej mógł zerwać sojusz z Niemcami. To mogli zrobić Włosi w 1943 r., bo na ich terytorium wylądowali alianci. Nic nie wskazywało na to, by tak się stało w przypadku naszego kraju.
Istnienie niepodległej Polski kłóciło się z niemiecką ideą przestrzeni życiowej. Historyk nic nie może powiedzieć o miejscu Polski w Europie Hitlera, gdyby doszło do zwycięstwa Niemiec w II wojnie światowej.
Zakładam jednak, że Niemcy nie mogły wygrać wojny. Mocarstwa anglosaskie nie zamierzały skapitulować. Stalin posiadał ogromne rezerwy ludzkie, surowcowe, terytorialne. Rozległość terytorialna ZSRS powodowała, że pokonanie go w wojnie błyskawicznej było niemożliwe. Nie uważam, że gdyby Polska walczyła po stronie Niemiec udałoby się pokonać Sowietów. Zgadzam się natomiast, że gdyby polska armia walczyła po stronie Niemiec, to być może udałoby się zdobyć Moskwę. Bo uderzenie niemieckie wyszłoby ze wschodniej granicy Polski, skąd byłoby bliżej na Kreml. Ale twierdzę, że nawet wówczas wojna by się nie skończyła. Trzeba pamiętać, że Hitler wydał rozkaz armii niemieckiej, aby doszła aż do Uralu.
PAP: Jak społeczeństwo przyjęłoby przyjęcie przez Becka żądań Hitlera. Czy były w Polsce siły polityczne, które domagały się ustępstw?
Marek Kornat: Społeczeństwo przyjęłoby ustępstwa przed Niemcami jako nieodwołalną katastrofę. To nie byłaby ugoda, a kapitulacja. Beck okazałby się zdrajcą. Sił politycznych domagających się akceptacji statusu wasala Niemiec nie było. Była grupka neokonserwatystów skupionych wokół Jerzego Giedroycia i pism „Bunt Młodych” i „Polityka”, którzy domagali się podjęcia ściślejszej współpracy z Niemcami. Ich poglądy były jednak całkowicie odosobnione.
Marek Kornat: Twierdzenie, że Polska mogła zawrzeć sojusz z Niemcami, a następnie go zerwać, jest głupim, oszukańczym hasłem bez pokrycia. Polska leży tu gdzie leży, przez Polskę prowadzą drogi komunikacyjne na Wschód. Nie było możliwości, by rząd Rzeczypospolitej w czasie II wojny światowej mógł zerwać sojusz z Niemcami.
Historyk nie może odpowiedzieć na pytanie: co by się stało, gdyby w marcu 1939 r. minister Beck pojechał do Berlina i przyjął żądania niemieckie. Wiadomo jednak, że w tym czasie w Polsce wrzało. Rozpowszechniano plotki, że Beck zdradził kraj i planuje podpisać kapitulację. Gdyby do tego doszło, można sobie wyobrazić manifestacje i rozruchy. Tylko przemocą mógłby ówczesny rząd próbować przetrwać u władzy. Jestem przekonany, że Polak musiałby strzelać do Polaka. Nie wiadomo czym by się to skończyło, może zmianami systemu władzy, może inaczej. To są pytania, na które nie można odpowiadać. Tylko zwolennik „historii alternatywnej” może na nie próbować odpowiadać.
PAP: Jak Pan ocenia sojusz Polski z Brytyjczykami i Francuzami. Czy nie był on złudny? Na ile pomoc aliantów w 1939 r. była realna?
Marek Kornat: Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że te sojusze miały przede wszystkim wartość polityczną. W sensie politycznym konflikt polsko-niemiecki został bowiem umiędzynarodowiony, stał się problemem trójstronnej koalicji polsko-francusko-brytyjskiej. W sferze wojskowej obietnice aliantów były wątpliwe.
Czy Józef Beck zdawał sobie z tego sprawę? Trudno to jednoznacznie stwierdzić. Wszystkie dokumenty wskazują na to, że liczył on, iż Francja sama Polsce nie pomoże, ale przystąpi do wojny przy wsparciu Wlk. Brytanii. To zaś będzie oznaczało, że dojdzie do wojny na dwa front. Założenie było takie, że alianci wykorzystają zaangażowanie armii niemieckiej w wojnie z Polską.
We wrześniu 1939 r. koncepcje te całkowicie upadły, strona polska żywiła nadzieję, która nie miała pokrycia w rzeczywistości. Front na zachodzie nie został otwarty. Armia Francuska pozostała bezczynna, chociaż zmobilizowana. Jaka jednak była alternatywa dla gwarancji brytyjskich i francuskich? Bardzo ograniczona. Żadna polityka Polski nie mogła spowodować, że alianci wypełnią swoje obowiązki. Można powiedzieć, że ufność w pomoc była naiwna. Ale gdybyśmy przyjęli żądania niemieckie weszlibyśmy w przepaść. Wolę sytuację, kiedy Polska zbyt wiele oczekuje od Zachodu niż sytuację, kiedy – zwątpiwszy w pomoc zewnętrzną – kapituluje przed Niemcami.
PAP: Czy po konferencji w Monachium we wrześniu 1938 r. Beck dalej liczył na gwarancje alianckie?
Marek Kornat: Po Monachium w Warszawie panował głęboki sceptycyzm, że Polska może uzyskać jakąkolwiek pomoc od mocarstw na wypadek zagrożenia swego bezpieczeństwa. W lutym 1939 r. mówiło się o podróży Becka do Londynu, która w końcu nie doszła do skutku. Miesiąc później Niemcy opanowali Czechosłowację, co zmusiło Wielką Brytanię do porzucenia polityki ustępstw i przejścia do polityki powstrzymywania Niemiec. Środkiem tej polityki stały się gwarancje – otworzyła się możliwość zbliżenia polsko-brytyjskiego. Obydwa państwa zawarły dwustronne porozumienia.
Marek Kornat: Żadna polityka Polski nie mogła spowodować, że alianci wypełnią swoje obowiązki. Można powiedzieć, że ufność w pomoc była naiwna. Ale gdybyśmy przyjęli żądania niemieckie weszlibyśmy w przepaść. Wolę sytuację, kiedy Polska zbyt wiele oczekuje od Zachodu niż sytuację, kiedy – zwątpiwszy w pomoc zewnętrzną – kapituluje przed Niemcami.
Do marca 1939 r. Beck był przekonany, że los Polski był obojętny Wlk. Brytanii i Francji. Później doszedł do wniosku, że oferta gwarancyjna jest poważną koncepcją polityczną. To nie jest tak, że Brytyjczycy dając Polsce gwarancje sprowokowali wojnę. Hitler planował już w marcu 1939 r. definitywnie załatwić stosunki z Polską – albo dyplomatycznie, albo siłą, ale zawsze na jego warunkach. Zamierzał swoje żądania przedstawić Beckowi po raz ostatni. Gdyby Polska odmówiła, nic nie uchroniłoby naszego kraju od wojny. Sytuacje uratowały brytyjskie gwarancje dla Polski.
Nie wyobrażam sobie, żeby Hitler nam cokolwiek darował. Wojna była nieuchronna, pytanie było, czy Polska będzie się biła samotnie czy też w koalicji. Beck sprawił, że stała się ona faktem, ale nikt nie mógł osiągnąć tego, żeby przestrzegano gwarancji wojskowych. Gdyby mocarstwa zachodnie nie udzieliły gwarancji to Polska też walczyłaby w obronie niepodległości – taka była wola rządu i narodu.
PAP: Jak opinia międzynarodowa zareagowała na zajęcie przez armię polską Zaolzia w 1938 r.?
Marek Kornat: Hitler przyjął ten fakt z zadowoleniem. Uważał, że im bardziej Polska oddala się od Zachodu, to tym lepiej dla Niemiec. Zamierzał bowiem zaproponować Polsce ugodę – liczył, że przyjmie ona jego propozycje i stanie się jego wasalem. Nie przewidział jednak, że spotka się z odmową.
Reakcja mocarstw zachodnich była bardzo nieprzychylna Polsce. Uważano ją za agresora, pomocnika Niemiec, uczestnika rozbioru Czechosłowacji. Trzeba jednak pamiętać, że tak czy inaczej, najpóźniej w marcu 1939 r. Zaolzie znalazłoby się w rękach Niemiec.
W reakcji na polskie przygotowania do akcji w sprawie Zaolzia, na granicy ZSRS z Polską nastąpiła koncentracja Armii Czerwonej. Nie da się jednak rozstrzygnąć, czy była to jedynie demonstracja siły, czy też wojsk tych zamierzano użyć przeciw naszemu państwu.
Kryzys międzynarodowy 1938 r. był jednym z przełomowych okresów polskiej dyplomacji II RP, ale najważniejsze jest to, że Polska wyszła z tego okresu bez naruszenia pryncypiów swej polityki równowagi. Gdyby Polska została już wówczas podporządkowana Niemcom, żądania niemieckie nie miałyby racji bytu. Polska ucierpiała wizerunkowo (Winston Churchill nazwał Polskę „szakalem”), ale jednak wyszła z tego kryzysu obronną ręką.
Wybuch wojny w Europie we wrześniu 1938 r. mógł sprawić, że Sowieci zaatakowaliby Polskę w celu odebrania ziem wschodnich. Możliwe jest, że wtedy Niemcy zaoferowaliby nam pomoc, żądając w zamian korzyści terytorialnych. Ale to są już czyste dywagacje. Tego historyk nie może robić.
PAP: Czy Beck zdawał sobie sprawę z zagrożenia ZSRS? Czy przewidywał, że jeśli Polska nie ustąpi Hitlerowi, ten zawiąże pakt ze Stalinem?
Marek Kornat: Beck był całkowicie świadomy tego, że Związek Sowiecki jest wrogo nastawiony do Polski, ale nie przypuszczał niestety, że za plecami Polski Hitler porozumie się ze Stalinem.
Beck uważał, że skoro Polska w nadchodzącej wojnie będzie walczyła w koalicji z Wielką Brytanią i Francją, to ZSRS nie odważy się na atak. Zakładał, że wojna będzie trwała długo, a państwo sowieckie będzie początkowo neutralne. Tego założenia nie obaliły docierające do Warszawy od stycznia 1939 r. pogłoski o możliwości zbliżenia Berlin-Moskwa. Zostały one zinterpretowane jako element wojny psychologicznej prowadzonej przeciwko Polsce przez Niemcy. Uważano w MSZ, że pogłoski te mają służyć wywarciu nacisku na Polskę, aby ją moralnie rozbroić, zastraszyć i skłonić do kapitulacji (podporządkowania się Niemcom) jeszcze przed wybuchem wojny. W związku tym konsekwentnie odrzucano możliwość zbliżenia sowiecko-niemieckiego aż po dzień 23 sierpnia 1939.
Marek Kornat: Beck uważał, że skoro Polska w nadchodzącej wojnie będzie walczyła w koalicji z Wielką Brytanią i Francją, to ZSRS nie odważy się na atak. Zakładał, że wojna będzie trwała długo, a państwo sowieckie będzie początkowo neutralne. Tego założenia nie obaliły docierające do Warszawy od stycznia 1939 r. pogłoski o możliwości zbliżenia Berlin-Moskwa. Zostały one zinterpretowane jako element wojny psychologicznej prowadzonej przeciwko Polsce przez Niemcy.
Sowieci czynili wszystko by stworzyć wrażenie, że zależy im na dobrych stosunkach z Polską – w maju 1939 r. obiecali rokowania o traktat handlowy, w czerwcu tego roku do Warszawy przyjechał sowiecki ambasador Nikołaj Szaronow (poprzedniego – Jakowa Dawtiana – odwołano w 1937 r. i rozstrzelano z rozkazu Stalina). W stolicy złożył wizytę zastępca ludowego komisarza spraw zagranicznych Władimir Potiomkin, który obiecał, że w razie konfliktu Polska może liczyć na życzliwy stosunek ZSRS, o ile musiałaby walczyć przeciw Niemcom. Ta gra pozorów w jakiejś mierze uśpiła czujność polskiego MSZ. Mnóstwo inteligentnych ludzi z wyższych sfer społeczeństwa uwierzyło, że ZSRS nie ma w stosunku do Polski negatywnych zamiarów.
Beck nie był tak naiwny. Z jego opinii na temat Sowietów wypływają bardzo odważne i rozumne wnioski. Był przekonany, że ZSRS jest wrogim dla Polski krajem. Nie wierzył jednak, że Hitler i Stalin wspólnie zaatakują Polskę.
Co by było gdyby Polacy przewidzieli podpisanie paktu Ribbentrop-Mołotow? Nie wiadomo. Na pewno rząd polski nie zdawał sobie sprawy z tego, że do paktu została dołączona tajna klauzula przewidująca rozbiór Polski. O tym postanowieniu wiedziały tylko służby dyplomatyczne Francji, USA i Włoch.
PAP: Czy Beck przewidywał możliwość wojny z Niemcami przed 1939 r.?
Marek Kornat: Jeszcze w 1933 r. marszałek Piłsudski zastanawiał się nad wojną prewencyjną przeciw Niemcom. Strona polska stawiała Francuzom pytanie, czy byłoby dobrze uderzyć wspólnie na Niemcy, aby usunąć zagrożenie z ich strony w przyszłości. Te sugestie zostały jednak odrzucone. Czy była możliwość wygrania tej wojny? Niemcy były bardzo słabe, choć posiadały spore siły paramilitarne – SA i SS; hitlerowcy zapewne broniliby swego kraju. Wojna prewencyjna mogłaby zakończyć się obaleniem Hitlera. Łatwo sobie wyobrazić także sytuację, kiedy polska armia wkracza do Gdańska i przyłącza go do Polski albo opanowuje Prusy Wschodnie.
Beck zakładał, że Niemcy w dobrej wierze dochowają układu o nieagresji z Polską. To nie naiwność, a racjonalny pogląd. Polska szanowała porozumienie z Niemcami, więc nic nie wskazywało na możliwość wojny, przynajmniej w optyce Becka. Bardziej podejrzliwy był marszałek Śmigły-Rydz. Sytuacja się zmieniła w marcu 1939 r., po odrzuceniu żądań Hitlera. W tym czasie Polska uzyskała gwarancje mocarstw zachodnich. Beck był zdania, że szanse wybuchu wojny wynoszą 50 proc. na 50 proc. Skłaniał się ku temu, że Hitler nie pragnie walczyć na dwa fronty. Jednak po porozumieniu Berlin-Moskwa, okazało się, że były to oczekiwania pozbawione podstaw.
PAP: Czy Beck miał pełną świadomość siły polskiej armii, czy przeceniał jej potencjał?
Marek Kornat: Bez wątpienia przeceniał potencjał Wojska Polskiego, nie zdawał sobie w pełni sprawy z dysproporcji sił między Polską a Niemcami. Był zapewne tendencyjnie informowany o stanie polskiej armii. Beck zapewne znał plan rozwinięcia polskich sił zbrojnych na wypadek wojny. Plan ten przewidywał 56 dywizji piechoty i 30 brygad kawalerii. Zmobilizować można było jeszcze więcej wielkich jednostek, ale nie było na to uzbrojenia.
Marek Kornat: Polityka równowagi zakończyła się totalną katastrofą – ale nie z winy Polaków. Jej przyczyną było skrajnie niekorzystne położenie geopolityczne Polski, a nie błędy rządu w Warszawie. Polska polityka w latach 30. XX w. przyniosła wyraźny awans Polski w hierarchii międzynarodowej – w porównaniu np. z latami 20.
W ówczesnej Europie nikt nie zdawał sobie jednak sprawy, jakie ogromne możliwości daje wojna błyskawiczna – użycie samolotów i czołgów skupionych w wielkich jednostkach. Oczywiście zastosowanych zgodnie z nową ofensywną doktryną wojenną. Krytykując Becka za to, że zbyt optymistycznie patrzył na możliwości polskiej armii, trzeba jednak pamiętać o tym, że nie inaczej myśleli inni politycy ówczesnej Europy.
PAP: Jaka jest Pańska ocena polityki zagranicznej Becka. Jakie były jej sukcesy i wpadki?
Marek Kornat: Polityka równowagi zakończyła się totalną katastrofą – ale nie z winy Polaków. Jej przyczyną było skrajnie niekorzystne położenie geopolityczne Polski, a nie błędy rządu w Warszawie.
Polska polityka w latach 30. XX wieku przyniosła wyraźny awans Polski w hierarchii międzynarodowej – w porównaniu np. z latami 20., kiedy to brytyjski minister spraw zagranicznych Arthur Balfour mówił, że nikt nie wie jaka jest polska polityka zagraniczna. W czasach, gdy szefem MSZ był Beck, polska polityka była zdefiniowana – była to polityka równowagi i każdy o tym wiedział.
Żaden z polskich polityków nie odważyłby się nawet pomyśleć o podporządkowaniu Polski Hitlerowi czy Stalinowi. Sojusz z Niemcami byłby możliwy tylko i wyłącznie za cenę poważnych ustępstw terytorialnych. Polska bez Pomorza czy Śląska nie mogła być jednak krajem niepodległym. Szukanie oparcia w ZSRS groziłby nie tylko utratą niezawisłości, ale i sowietyzacją kraju.
Polska miała złe stosunki z Czechosłowacją. Beck nie doceniał wagi czynnika czechosłowackiego dla stabilizacji polskiej granicy południowej. W marcu 1939 r., kiedy to Niemcy wkroczyli do tego kraju, Polska została okrążona przez III Rzeszę także i od południa.
Beck miał czasami poczucie zbyt dużego znaczenia Polski w stosunkach międzynarodowych – niekiedy niepotrzebnie zrażało ono do Polski wielu partnerów zewnętrznych. Za mało komunikował się z opinią zewnętrzną, bardzo nie lubił publicznie przemawiać, choć przeszedł do historii jako mówca, który w przełomowej chwili przemawiał w sejmie 5 maja 1939 r. Dla niego polityka zagraniczna była działaniem czysto gabinetowym. To była raczej wada w dobie społeczeństwa masowego i coraz większej roli opinii publicznej.
Beck był zbyt ufny w siłę polskich sił zbrojnych. Nie do końca doceniał wagę czynnika gospodarczego w stosunkach między państwami.
Marek Kornat: Beck był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Przygotował się do funkcji szefa resortu spraw zagranicznych w najlepszej szkole jaką można sobie wymarzyć – na stanowisku „prawej ręki” marszałka Piłsudskiego, jednego z największych mężów stanu w historii Polski. Przeszedł niezwykłą szkołę uczenia się polskiej racji stanu.
W 2009 r. pojawiły się w Rosji pogłoski, że Beck był agentem niemieckim. Na ten temat mówił zresztą już Stalin, a przed 1939 r. takie kłamstwa kolportowali wrogowie Polski. Nie ma w tym najmniejszego sensu. Gdyby Beck był szpiegiem, to pierwszą rzeczą jaką zrobiłby zaraz po przedstawieniu Polsce żądań terytorialnych pojechałby do Berlina i przystał na warunki Hitlera.
Mówienie o agenturalnej przeszłości Becka jest dowodem niebywałej ignorancji. Działalność dyplomatyczna Becka konsekwentnie umacniała pozycję Polski w hierarchii międzynarodowej. Jego posunięcia były zrozumiałe: dla polityki podtrzymywania poprawnych stosunków z Niemcami, tak długo jak to możliwe, nie było żadnej alternatywy.
Beck był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Przygotował się do funkcji szefa resortu spraw zagranicznych w najlepszej szkole jaką można sobie wymarzyć – na stanowisku „prawej ręki” marszałka Piłsudskiego, jednego z największych mężów stanu w historii Polski. Przeszedł niezwykłą szkołę uczenia się polskiej racji stanu.
Rozmawiał Waldemar Kowalski (PAP)
wmk/