Kiedy blisko pół wieku temu, po tragicznych wydarzeniach Grudnia ’70, miejsce Władysława Gomułki w fotelu I sekretarza KC PZPR zajął Edward Gierek, szybko okazało się, że nowy przywódca to także nowy styl uprawiania polityki. Jedni z pierwszych przekonali się o tym osobiście szczecińscy stoczniowcy. Czy jednak wynikało z tego coś konkretnego?
Bilans ofiar protestów z grudnia 1970 r. w stolicy Pomorza Zachodniego obejmował szesnaścioro zabitych oraz co najmniej kilkuset rannych. Po krwawych zajściach ulicznych z 17 grudnia, nazajutrz w Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego zawiązał się Ogólnomiejski Komitet Strajkowy na czele z Mieczysławem Dopierałą. Strajkujący wysunęli 21 postulatów, domagali się m.in. utworzenia nowych związków zawodowych „podległych klasie robotniczej”. Choć podjęto negocjacje z przedstawicielami władz, protest został przerwany 22 grudnia jedynie połowicznym porozumieniem, nie obejmującym najważniejszych żądań strajkujących. Wpływ na odstąpienie od strajku miała wspomniana zmiana u steru rządów, dokonana 20 grudnia, jak również fakt, że zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Wśród stoczniowców wciąż panowała jednak napięta atmosfera i strajkowe nastroje.
Iskrą, która doprowadziła do ponownego proklamowania strajku i powołania w „Warskim” nowego Komitetu Strajkowego (jego przewodniczącym został tym razem Edmund Bałuka), były ogłoszone w mediach fałszywe informacje o zobowiązaniach produkcyjnych (konkretnie: pracy w niedzielę 24 stycznia), podjętych jakoby przez pracowników stoczniowego Wydziału Montażu Rurociągów Okrętowych (W-4, potocznie nazywany po prostu „rurownią”), zatrudniającego bez mała 700 osób. W rzeczywistości wykonanie owego „czynu produkcyjnego” zadeklarowała tylko garstka „aktywu partyjno-związkowego”. Niejako naturalnie, to właśnie pracownicy rurowni 22 stycznia zainicjowali zatem kolejny protest.
Komitet Strajkowy wysunął tym razem 12 postulatów. Na pierwszym miejscu domagano się cofnięcia podwyżki cen, która była zapalnikiem wydarzeń sprzed ponad miesiąca. Po drugie żądano „niezwłocznego i legalnego dokonania wyborów władz związkowych, rad robotniczych oraz stosownie do żądań większości członków partii demokratycznych wyborów w organizacjach partyjnych, młodzieżowych na szczeblu wydziału i zakładu”. Po trzecie i czwarte – zapewnienia wynagrodzenia za okres strajku oraz gwarancji bezpieczeństwa i niewyciągania jakichkolwiek konsekwencji wobec strajkujących. Piątym postulatem był przyjazd Gierka i nowego premiera Piotra Jaroszewicza do strajkującej stoczni „celem nawiązania bezpośredniego szczerego dialogu z przedstawicielami robotników”.
Szósty postulat dotyczył potrzeby rzetelnego informowania o sytuacji politycznej i gospodarczej. Po siódme i ósme – strajkujący żądali sprostowania w mediach informacji o zobowiązaniach Wydziału W-4 oraz wyciągnięcia konsekwencji wobec osób, za sprawa których opublikowano nieprawdziwe wiadomości. Lokalne media – zgodnie z postulatem dziewiątym – miały opublikować także listę postulatów, wysuniętych przez Komitet Strajkowy. Dziesiąty i jedenasty postulat dotyczyły przekształcenia komitetu po zakończeniu strajku w Komisję Robotniczą oraz zapewnienia jej możliwości działania. Wreszcie żądano „aby Organa Bezpieczeństwa natychmiast zaprzestały szykanowania, zastraszania i aresztowań pracowników, którzy biorą udział w strajku”.
Ku sporemu zaskoczeniu zarówno uczestników strajku, jak i miejscowych władz, pierwszym postulatem, który został zrealizowany w niedzielę 24 stycznia późnym popołudniem, stał się postulat piąty. Było to wydarzenie bez precedensu na skalę całego obszaru dominacji sowieckiej. Nigdy dotąd najwyższy komunistyczny przywódca w żadnym kraju nie przekroczył bramy strajkującego zakładu. Na krok taki nigdy zapewne nie odważyłby się Gomułka, który kilka tygodni wcześniej podjął decyzję o użyciu broni wobec strajkujących robotników. Zmiana stylu działania „pierwszego” była zatem rażąca. Na wielu protestujących już samą swoją obecnością wśród nich Gierek zrobił ogromne wrażenie. Towarzyszyła mu też całkiem liczna świta wysokich decydentów partyjno-rządowych, oprócz premiera Jaroszewicza byli to Kazimierz Barcikowski, gen. Wojciech Jaruzelski, gen. Franciszek Szlachcic, Franciszek Kaim i Eugeniusz Ołubek, który kilka tygodni wcześniej zastąpił Antoniego Walaszka w fotelu I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Szczecinie.
Audytorium, z którym przyszło zderzyć się Gierkowi, następująco opisał historyk Michał Paziewski, dzięki któremu po latach publikacji doczekał się kompletny, opracowany stenogram z tego spotkania (zob. Debata robotników z Gierkiem. Szczecin 1971, Biblioteka „Więzi”, Stowarzyszenie Archiwum Solidarności, Warszawa 2020):
„W szczelnie wypełnionej stoczniowej świetlicy siedziała w zwartych rzędach i w rozproszeniu – co w zasadzie pozbawiało ich możliwości komunikowania się – większość członków Komitetu Strajkowego (choć zarezerwowano dla nich pierwszy rząd) razem z ponad dwustoma przedstawicielami »piątek« [przedstawicieli strajkujących, wybieranych przez załogi poszczególnych wydziałów – przyp. M.S.]. Debacie przysłuchiwało się również przynajmniej kilkunastu przedstawicieli strajkujących przedsiębiorstw aglomeracji szczecińskiej (m.in. »Gryfia«, ZPS, MPK, ZCh »Police«). Tłok na sali u przynajmniej części stoczniowców musiał wywoływać poczucie siły (a także do pewnego stopnia deprymować oraz psychicznie izolować E. Gierka i jego ekipę). Choć oczywiście fakt ogromnego zmęczenia, niewyspania (nocą spano na podłogach, drzwiach wyjętych z futryny, stołach czy płytach styropianowych, w ubraniach, w których chodzono przez cały dzień), powodował, że zdarzało się, iż niektórzy robotnicy momentami przysypiali. Mimo tego w zdecydowanej większości nie byli oni jedynie publicznością, ani też nie przyjęli postawy biernych słuchaczy, lecz aktywnych uczestników. Audytorium czuło się bowiem swobodnie i reagowało żywo – oklaskami, częstymi pytaniami z sali”.
Po otwarciu spotkania przez dyrektora stoczni Tadeusza Cenkiera, który przedstawił oficjalnie wszystkich gości, jako pierwszy merytorycznie głos zabrał Bałuka. Dopiero po odczytaniu przez niego wszystkich postulatów strajkowych głosu udzielono Gierkowi. Na początku swojego wystąpienia I sekretarz mówił ogólnie. Wspomniał o narastającej od dłuższego czasu – zarówno w poszczególnych zakładach pracy, jak i w różnych regionach kraju – złej sytuacji gospodarczej. Jako jej pierwszą przyczynę wskazywał decyzje podejmowane apodyktycznie przez swojego poprzednika. „I wytworzyła się – mówił – szczególnie w ostatnich kilku latach, rzecz już wręcz niezdrowa, że w ogóle nie można było dyskutować z towarzyszem Gomułką, że każda uwaga krytyczna, zgłaszana pod jego adresem, ona wywoływała z jego strony nie tylko sprzeciw, ale wręcz – powiedzmy – no, takie, tłumiącą krytykę, prawda, że »Wy się na tym nie znacie«, »Ja wiem lepiej«. I tak dalej i temu podobne. To były cechy trochę osobiste towarzysza Gomułki, człowieka, który na pewno, w pewnym okresie czasu zrobił bardzo dużo dla kraju, ale który w ostatnim okresie, w ostatnich latach, na skutek tego swojego zadufania, zadufania w sobie, […] podejmował decyzje nie zawsze prawidłowe”.
Dalej Gierek rysował przed stoczniowcami trudności gospodarcze, z którymi jego ekipa musi sobie poradzić. Odwoływał się do jedności z robotnikami. „Mnie chyba nie możecie posądzić o złą wolę. Jak jestem tak samo jak wy robotnikiem” – przemawiał. Wyraźnie starał się skracać dystans ze swoimi interlokutorami, których tytułował „towarzyszami”. „Proszę mówić na temat postulatów!” – napomniała Gierka po dłuższej chwili jego ogólnej przemowy członkini Komitetu Strajkowego, Ewa Zielińska-Potocka.
„Nie ma możliwości powrotu do cen na artykuły spożywcze z dnia dwunastego grudnia tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego roku” – brzmiała kategoryczna odpowiedź Gierka na pierwszy postulat. Do postulatu drugiego odniósł się pozytywnie, zaś przy postulacie trzecim postawił warunek: wynagrodzenia za okres strajku zostaną wypłacone, jeśli do końca miesiąca stoczniowcy nadrobią straty i wykonają plan. Bezwarunkowo zgodził się na czwarty postulat. O ile jego obecność na sali stanowiła realizację postulatu piątego, to przy szóstym na wstępie podjął nieudaną próbę ucięcia dyskusji, pytając, czy to co, co powiedział uprzednio, może zostać uznane za postulowane przez stoczniowców „rzetelne informacje” i „czy to wystarczy?” Choć w pierwszej chwili spotkał się z pozytywną odpowiedzią, zaraz podniosły się głosy z tłumu, oskarżające media o kłamstwa i fałszowanie informacji.
Choć mówca próbował te oskarżenia deprecjonować i udawać, że nie rozumie o co chodzi, kiedy sala zrobiła się niespokojna, zaczął kluczyć. Tłumaczył pokrętnie, z charakterystycznymi przerywnikami: „My jesteśmy za tym, żeby informować, ale nie jesteśmy, towarzysze, za tym, żeby informować – rozumiecie – o wszystkich szczegółach, które ktoś pragnie – rozumiecie – żeby koniecznie podawać, prawda. Są pewne ramy, które muszą być – wiecie – zachowane! Ja przez to nie chcę powiedzieć, że nie należy – rozumiecie – rozszerzać zasięgu tej informacji. Tylko wy nie żądajcie – wiecie – takiej demokracji, prawda, dla – jak to się mówi – dla wszystkich! I dla przyjaciół, i dla wrogów! Takiej demokracji wy nie żądajcie od nas! Będziemy informować o tym, co będzie dotyczyło ludzi, co będzie dotyczyło – powiedzmy – waszego życia. I tak dalej. Natomiast to, co interesuje naszych wrogów, to, towarzysze, my podawać nie będziemy!”
Po krótkiej dyskusji z salą, udało się uczestnikom spotkania dojść do porozumienia w sprawie sprostowania w prasie fałszywych informacji o zobowiązaniach produkcyjnych, które, przypomnijmy, stały się iskrą, która zapaliła ludzi do strajku. Niechętny wyraźnie temu rozwiązaniu Gierek zaproponował, aby prasa wydrukowała nie sprostowanie sensu stricto, ale informacje o pojedynczych ludziach, którzy faktycznie podjęli zobowiązania. Pominął natomiast postulat ósmy, zaś w sprawie postulatu dziewiątego (publikacja strajkowych postulatów) wywiązała się krótka wymiana zdań, która jednak nie zakończyła się jednoznaczną konstatacją. Z kolei w sprawie postulatów dziesiątego i jedenastego (umożliwienie działania Komisji Robotniczej po zakończeniu strajku) – perswadował, że nie ma takiej potrzeby, skoro zgodził się na wybór nowych władz związków zawodowych i innych organizacji (co powinno jego zdaniem dokonać się jak najszybciej i od najniższego szczebla poczynając). W odniesieniu do ostatniego żądania strajkujących – zapewnił, że nikt nie będzie za udział w strajku szykanowany.
Na zakończenie swojego przemówienia pierwszy sekretarz zwrócił się do zebranych z apelem: „Ja rozumiem, że ja was nie zadowoliłem niektórymi odpowiedziami, ja rozumiem. Ja sobie zdaję sprawę z tego, że nie mogłem was zadowolić. […] Tylko ja was bardzo serdecznie proszę, żebyście wyszli nam naprzeciw. Żebyście zrozumieli naszą trudną sytuację, w jakiej myśmy się znaleźli. I żebyście – jeśli naprawdę nam chcecie pomóc! – żebyście naprawdę, towarzysze, wzięli się solidnie do roboty”. Obiecywał również, że ze swojej strony władza zrobi wszystko, aby sytuacja gospodarcza kraju i warunki życia obywateli uległy poprawie.
Po Gierku z dłuższym przemówieniem wystąpił premier Jaroszewicz. Jego mowa sprowadzała się do ekonomicznego uzasadniania utrzymania w mocy podwyżek cen z grudnia minionego roku. Na zakończenie odwołał się natomiast, jak wnioskować można po burzliwych oklaskach i okrzykach („brawo!”), z którymi spotkała się ta wypowiedź – z powodzeniem, do robotniczych resentymentów. „Nie miejcie do nas pretensji – perorował – jeśli rząd będzie prowadził zdecydowaną politykę, że na ulicach [mówca puka w pulpit] naszych miast musi być porządek. [oklaski] Nie miejcie do nas pretensji i podtrzymajcie nas, jeśli my się ostro zabierzemy za tych, którzy nie chcą, ani [mówca puka z pulpit] uczyć się [mówca puka w pulpit], ani pracować [mówca puka w pulpit], a mają po dwadzieścia lat. [burzliwe oklaski]”.
Po przemówieniu Jaroszewicza do głosu doszedł wiceprzewodniczący Komitetu Strajkowego, Franciszek Wilanowski, który słusznie odnotował, że I sekretarz nie odpowiedział na wszystkie postulaty i zwrócił się do niego z prośbą o uzupełnienie. Chodziło m.in. o wyciągnięcie konsekwencji w stosunku do osób odpowiedzialnych za publikację w mediach fałszywych informacji o zobowiązaniach pracowników rurowni, jak również o potrzebę większej rzetelności miejscowych mediów w informowaniu o sytuacji w kraju w ogóle.
Wywiązała się dyskusja, w której Gierek najwyraźniej udawał, że nie rozumie istoty problemu. „Wam chodzi o tamten okres, czy chodzi wam o ten?” – dopytywał. Kiedy Wilanowski drążył wspomnianą tematykę, dyktator się najwyraźniej poirytował. „Słuchajcie, towarzysze, wy się wdajecie za bardzo w szczegóły” – pouczał. W końcu, nie bez trudu, zdobył się na słowa, które zamknęły problem. Przyznał i wyjaśnił: „Zrobiono źle, że podano – powiedzmy – że brygady podejmowały zobowiązania, a nie określeni ludzie. Zgodziliśmy się, że to się sprostuje, że to się sprostuje. I to jest, to będzie i sprostowaniem, i informacją i karą jednocześnie”.
Mimo nacisków Wilanowskiego Gierkowi udało się natomiast wykręcić od pozytywnej deklaracji w sprawie publikacji żądań strajkujących w prasie. „Tego rodzaju postulatów – stwierdził – towarzysze, których się nie może zrealizować, nie można publikować, dlatego, że to jest, to byłby apel – wiecie – do wszystkich, prawda, załóg, róbcie to samo, co my, prawda. I tak dalej, i tak dalej. Chyba, że uważacie, że trzeba tak robić”. Ów sprytny chwyt załatwił sprawę. Wilanowski w ówczesnej sytuacji nie mógł ogłosić, że stoczniowcom zależy na podejmowaniu strajków w kolejnych zakładach.
Prowadzenie dalszej części spotkania przejął przewodzący Komitetowi Strajkowemu Bałuka (wcześniej głosy rozdzielał dyrektor Cenkier). Przyjęto, że do głosu zostanie dopuszczony jeden przedstawiciel lub przedstawicielka każdego ze stoczniowych wydziałów. Wszyscy mieli odnieść się do tego, co powiedział I sekretarz oraz zadeklarować, czy załogi, które reprezentują, są za kontynuowaniem strajku.
Jako pierwszy głos zabrał przedstawiciel Wydziału K-0, który uznał wypowiedź Gierka za satysfakcjonującą. Dłuższą mowę wygłosił kolejny mówca – Henryk Jarczewski, kowal blach z K-1. Najpierw doszło jednak do charakterystycznej wymiany zdań między nim, a dygnitarzami, która obrazuje obawy, które podzielało wielu robotników, ale i oddaje klimat dalszej dyskusji:
„H. Jarczewski – […] Ja jedno, zanim coś powiem, to chciałbym się zwrócić do naszych władz nadrzędnych z pytaniem: Czy można mówić szczerze, tak jak potwierdzili towarzysz Gierek i towarzysz Jaroszewicz. Tak.
E. Gierek – Oczywiście.
P. Jaroszewicz – O to chodzi.
H. Jarczewski – Mamy gadać po robociarsku?
E. Gierek – No jasne.
P. Jaroszewicz – Po robociarsku.
H. Jarczewski – Mamy się wspólnie krytykować?
Głosy z Sali – Tak, tak”.
Jarczewski trzeźwo odnotował zatem, że strajkujący nic konkretnego od Gierka nie uzyskali. Zasadnicza część jego wypowiedzi dotyczyła jednak dramatycznych wydarzeń minionych tygodni oraz prób ich zakłamywania przez przedstawicieli władz. Relacjonował więc np. swoją rozmowę ze znajomym, którego brat zginął w rzeczonych wydarzeniach od wojskowych lub milicyjnych kul (w swojej wypowiedzi wyrażał też zupełnie błędne, acz wówczas powszechne przekonanie, że do robotników strzelali milicjanci, poprzebierani w wojskowe mundury). „No miał tam dostać – mówił – jakieś odszkodowanie, ale z tym pod jednym warunkiem, że jeżeli podpisze zobowiązanie, że brat nie został zabity, ale zmarł tam na atak serca, czy na wątrobę, czy na coś innego. Pod tym warunkiem miał dostać to odszkodowanie. Tak on mi oświadczył… [oklaski] Tak on mi oświadczył i tak mówię”.
Mówca zrelacjonował następnie kolejne, bulwersujące działania, podejmowana wobec ofiar Grudnia ‘ 70 i ich rodzin – przeprowadzanie pogrzebów zabitych w asyście funkcjonariuszy SB, pod osłoną nocy. Dalej mówił zaś m.in. o tym, jak milicjanci traktują robotników: „Łapie się stoczniowców, jak szczury. Łapie się po cichu, zza węgła, zza drzewa. Już kilku zostało tak dotkliwie pobitych. […] Bandyci jesteśmy! Nawet się dzisiaj pytałem takiego jednego milicjanta, który powiedział: »No, myśmy przyjechali tutaj, bo tutaj bandytyzm się rozwija«” – relacjonował zbulwersowany.
Jarczewski wskazywał też na patologie występujące w samej stoczni, o których szerzej mówiono też w dalszej części spotkania: „Co z tego, że my teraz zapewnimy towarzysza Gierka. No dobrze wyprodukujemy wam gratisowo na imieniny jeden statek, to będzie dla Polski dużo. No tak będzie, tylko, jak powiedzieć? Są dane słowa, tak? Ale no naprawdę musimy mieć to, no przecież. Cóż, na to że ja powiem to, jak ja nie dam na to pokrycia? Ale i tak, gdy my wybudujemy ten jeden statek, to ta »mysia szlachta« i tak to rozkradnie premiami”.
Na zakończenie, godząc się niejako z faktem, że strajkującym nie udało się od władz uzyskać zgody na realizację głównego postulatu, przedstawiciel K-1 stwierdził: „Ale przecież myśmy nie walczyli tam o to, czy o zmianę władz, czy o tego. No, ale faktycznie walczyliśmy o kiełbasę, nie? No tej kiełbasy żeśmy nie dostali, bo na razie nam towarzysz Gierek nic nie obiecał. Może jeszcze w dalszej dyskusji, może naprawdę jakieś tam fundusze dla nas na pewno może znajdą jeszcze się, tego. Ale to my nie chcemy, proszę Gierka. U nas jest na stoczni, tyle można wypracować funduszy, że naprawdę starczy dla nas. Mniej marnotrawstwa, a będzie wszystko w porządku. I jeszcze dołożymy z tego. [gromkie oklaski] Dziękuję bardzo”.
Także w kolejnych wypowiedziach powracały sprawy wydarzeń Grudnia ’70. Stał się on elementem szczecińskiej tożsamości i ważnym punktem odniesienia dla inicjatyw niezależnych, podejmowanych w mieście w kolejnych latach. Wówczas zaś, po zaledwie miesiącu, doświadczenie tragicznych zajść było jeszcze u ludzi bardzo świeże. Tylko sporadycznie do słów robotników Gierek próbował odnosić się na bieżąco. Wzbudzał przy tym na ogół pozytywne reakcje swoją bezpośredniością. Z dzisiejszej perspektywy powiedzielibyśmy, że „miał dobry PR”. W wielu sprawach był jednak ze swoimi interlokutorami nieszczery, manipulował.
Za przykład posłużyć tu może sposób, w jaki odniósł się do sprawy Antoniego Walaszka, byłego I sekretarza KW PZPR w Szczecinie, powszechnie krytykowanego za swoją działalność w mieście i postawę w grudniu 1970 r. „Walaszek, dosłownie, uciekł od ludzi, jak, dosłownie, jak szczeniak” – oceniał przykładowo spawacz okrętowy Władysław Lisowy, przedstawiciel „piątki” strajkowej z wydziału K-2. W odpowiedzi Gierek stwierdził stanowczo, i dwukrotnie powtórzył, że dlatego „kazał” jakoby Walaszka „natychmiast zdjąć”. Fakty były natomiast inne – Walaszek został odsunięty dopiero po trzech tygodniach od przejęcia władzy przez Gierka: 11 stycznia 1971 r. sam złożył rezygnację na plenum KW. Nie stała mu się zresztą wielka krzywda, gdyż niebawem powierzono mu intratną, rządową posadę dyrektora Centrali Handlu Zagranicznego „Marko”. „Pierwszy” zadbał o swojego powinowatego. Walaszek był bowiem jego szwagrem.
Choć mówcy przyznawali wielokrotnie, że „towarzysz Gierek nic nam nie obiecał”, dominował pogląd, który następująco wyraził Lisowy: „Musimy dać towarzyszowi Gierkowi szansę. […] Jest sytuacja gospodarcza ciężka. […] Przede wszystkim trzeba mu dać to zaufanie, tak samo jak myśmy dawali zaufanie Gomułce, tak?”
Zabierający głos stoczniowcy, choć finalnie godzili się na to i deklarowali przerwanie strajku, na ogół korzystali również z okazji, aby powiedzieć o swoich bolączkach. Gierek mógł zatem z pierwszej ręki dowiedzieć się o trudnych warunkach pracy stoczniowców czy, na konkretnych przykładach, poznać sytuację ekonomiczną części robotników. „To jest wydział – charakteryzował przykładowo pracę Wydziału K-4 jego przedstawiciel, monter kadłubowy Bronisław Janowski – pod gołym niebem. Nie mamy żadnych dodatków, ani zimowych, ani latem. Dochodzi temperatura do siedemdziesięciu stopni i powyżej, w upałach. Jednakowy plan jest nałożony zimą i latem. […] Teraz są wszystkie blachy malowane, to jest szkodliwe, szkodliwe dla zdrowia. Dzisiaj, co drugi »kadłubowiec« ślepy, głuchy, reumatyzm, pylica. I za te marne pieniądze”.
Janowski mówił o zarobkach rzędu 1800–2000 zł i wyliczał, na przykładzie pięcioosobowej rodziny: „Na śniadanie każdemu po bułce i woda – to jest dwa złote. Na kolacje to samo – cztery złote. Obiad najtańszy, dwanaście złotych na osobę – sześćdziesiąt złotych. Automatycznie sześćdziesiąt cztery złote dziennie. W skali miesiąca wychodzi tysiąc osiemset w przybliżeniu tysiąc dziewięć złotych na samo życie – bułki i woda. A w stoczni jest praca ciężka. No i każdy »kadłubowiec« musi się odżywiać, bo naprawdę, że po piętnastu latach – to gotowa trumna”.
Gierek słuchał też o nierównym traktowaniu pracowników czy kłamliwych ulotkach na temat strajkujących, sygnowanych przez kierownictwo stoczni. Jednym z niewielu, który próbował bronić postulatu pierwszego, był przedstawiciel Wydziału W-4, monter rurociągów okrętowych Sylwester Ziółkowski.
Dla zwykłego robotnika wystąpienie odstające od większości deklaracji, wygłaszanych na sali przez jego kolegów, w obecności najważniejszych osób w państwie i w kontrze do nich, musiało być nie lada wyzwaniem. Mówca najwyraźniej zmieszał się i ostatecznie wycofał, jednak reakcje sali wskazywały wyraźnie, że wcale nie jest osamotniony i przerwanie strajku może wisieć na włosku. Ziółkowski kończąc swoją mowę stwierdził, że nad postulatem pierwszym trzeba się jeszcze pochylić. „Bo – wyjaśniał – albo podwyżka [zarobków – przyp. M.S.], albo niech będzie obniżka! […] I z tego, jak wyniknie – o ile z tych punktów będzie cośkolwiek załatwione – wtedy można coś, można się przychylić z zadowoleniem do przerwania strajku. Ja uważam tak”. Ziółkowskiemu wtórowano oklaskami i okrzykami. Dalej wywiązała się następująca wymiana zdań:
„F. Wilanowski – To waszej »piątki« strajkowej nie zadawala?
S. Ziółkowski – Nie zadawala.
F. Wilanowski – Proszę się konkretnie ustosunkować. Czy wasz wydział jest za dalszym strajkiem, czy też za przerwaniem strajku?
S. Ziółkowski – Aha. W ten sposób, aha.
F. Wilanowski – To jest bardzo ważne w tej chwili!
S. Ziółkowski – Che, Che. To jest właśnie sprawa! Tak… to jest sprawa trudna! [głosy z sali] Ja muszę pójść na wydział i porozumieć się”.
Na mównicę Ziółkowski już nie wrócił, można natomiast przypuszczać, że koledzy z Wydziału W-4 przekazali mu stanowisko zbieżne z większością. Większość zaś strajkujących, choć w istocie nie udało im się nic konkretnego uzyskać, opowiedziała się za udzieleniem Gierkowi swoistego kredytu zaufania i przerwaniem strajku.
Ugaszenie strajku w Szczecinie Gierek mógł wpisać na konto swoich sukcesów. Zaraz po debacie w stolicy Pomorza Zachodniego I sekretarz udał się na podobne spotkanie z również strajkującymi, gdańskimi stoczniowcami. Także i tam nie uzyskano cofnięcia grudniowej podwyżki cen – władze zgodziły się na to dopiero w wyniku strajku łódzkich włókniarek i włókniarzy w lutym 1971 r. W Gdańsku padło natomiast ze strony Gierka pamiętne pytanie: „pomożecie?”. Odpowiedzią nie było jednak gromkie „pomożemy”, jak głosiła późniejsza propaganda, a średnio entuzjastyczne oklaski. Ten sfingowany dialog stał się swoistym symbolem nowej polityki kierownictwa partyjno-państwowego: lepszej od działań poprzedniej ekipy pod względem marketingu i autoprezentacji, lecz w praktyce gospodarczej prowadzącej do równie opłakanych skutków.
Michał Siedziako
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN w Szczecinie
Źródło: MHP