Przeprowadzone zostało nocą, by nikt się o nim nie dowiedział. Było na tyle tajne, że nawet adiutant Jaruzelskiego nie wiedział gdzie wyląduje samolot. Najprawdopodobniej zadecydowało o wprowadzeniu stanu wojennego. 3 kwietnia 1981 r. w wagonie kolejowym w Brześciu odbyło się spotkanie przywódców PRL – I sekretarza PZPR Stanisława Kani oraz premiera Wojciecha Jaruzelskiego z szefem KGB Jurijem Andropowem i ministrem obrony ZSRS Dmitrijem Ustinovem.
Jeśli wierzyć sowieckim prominentom – tam peerelowscy działacze w sposób dosadny usłyszeli o konieczności twardej rozprawy z „Solidarnością”, własnymi siłami.
Twarda rozprawa z „Solidarnością”
„Jaruzelski i Stanisław Kania siedli samotnie (...) nie znałem w chwili startu punktu docelowego samolotu, byłem jednak pewien, że będziemy lądować w Moskwie. Mniej więcej po 40 minutach lotu samolot zaczął ostro podchodzić do lądowania. (...) Zorientowałem się, że czas lotu jest dużo krótszy, niż przelot do Moskwy” – relacjonował Marian Stepnowski, osobisty adiutant gen. Jaruzelskiego. W Brześciu, gdzie wylądowali ok. g. 20., wsiedli do czarnych wołg, którymi pojechali na bocznicę kolejową. Tam wsiedli do wagonu.
„W kilka minut po rozpoczęciu rozmów usłyszałem podniesiony głos marszałka Ustinowa oraz bicie pięścią w stół. Trwało to kilkanaście minut.(...) Ok. godz. 3.00 czasu warszawskiego (nie przestawiałem zegarka) gen. Jaruzelski i Stanisław Kania z wyrazem skrajnego zmęczenia opuścili salonkę” – wspominał Stepnowski.
Jeśli wierzyć sowieckim prominentom – tam peerelowscy działacze w sposób dosadny usłyszeli o konieczności twardej rozprawy z „Solidarnością”, własnymi siłami.
Tajność spotkania potwierdzają też sowieccy notable. Jak relacjonował Andropow: „Zaczęło się o 10 wieczorem a skończyło o 3 rano, by polscy towarzysze mogli ukryć fakt, że w ogóle dokądś wyjeżdżali”. Jaruzelski z Kanią z powrotem w Warszawie byli już ok. 4 rano.
Po latach o tym tajnym zebraniu wiemy jednak zaskakująco dużo. Co rzadkie, głównie – dzięki ujawnieniu dokumentów Moskwy.
Wiosną 1981 r. sytuacja w kraju była niezwykle napięta.
19 marca doszło do tzw. prowokacji bydgoskiej, w czasie której podczas sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej poświęconej sprawom rolników doszło do pobicia przedstawicieli „Solidarności” z szefem regionu Janem Rulewskim na czele. W odpowiedzi na użycie siły „Solidarność” zagroziła przeprowadzeniem strajku powszechnego, przeprowadziła też 27 marca kilkugodzinny strajk ostrzegawczy. Władza się ugięła. Obie strony zawarły kompromis – „S” zrezygnowała ze strajku, w zamian za co uzyskała m.in. zalegalizowanie komitetów założycielskich „Solidarności” rolników indywidualnych oraz – nie dotrzymane zresztą – przyrzeczenie przeprowadzenia dochodzenia w sprawie wydarzeń w Bydgoszczy, a także przygotowanie ustawy o związkach zawodowych.
Nawet członkom Biura Politycznego PZPR potrafiło się wymknąć w prywatnych rozmowach, że „nie mamy partii – ona przechodzi na drugą stronę”.
Do tego na terenie Polski od 16 marca trwały manewry wojsk Układu Warszawskiego „Sojuz 81”. Pod koniec miesiąca marszałek Wiktor Kulikow, postanowił przedłużyć je bezterminowo. Co ciekawe początkowo planowane były bez udziału Ludowego Wojska Polskiego – Kulikow odstąpił od tego zamiaru po protestach polskiego ministra obrony Floriana Siwickiego. Kolejne wielkie ćwiczenia Układu odbyły się we wrześniu na pograniczu Polski i ZSRS.
Panika i podział w PZPR
Nawet na szczytach władzy było ogromne napięcie, pojawiały się też odznaki paniki. Po wrześniowym odsunięciu od władzy ekipy Edwarda Gierka, w lutym doszło do kolejnego przetasowania – wzmocniona została pozycja Wojciecha Jaruzelskiego, który został premierem i de facto osobą nr 2 w PRL. Nawet członkom Biura Politycznego PZPR potrafiło się wymknąć w prywatnych rozmowach, że „nie mamy partii – ona przechodzi na drugą stronę”.
W PZPR zaznaczył się ostry podział, bo część zwłaszcza starszych działaczy opowiadało się za wprowadzeniem ostrych działań wobec opozycji. Najważniejsze osoby w państwie, a więc Kania i Jaruzelski zachowywały się tak, jakby straciły grunt pod nogami. „Chcę powiedzieć, że Kania i Jaruzelski są w nie najlepszym stanie. Krążą nawet takie pogłoski, że Jaruzelski całkiem upadł na duchu i nie wie co robić” – relacjonował minister spraw zagranicznych Andrij Gromyko na spotkaniu wąskiego kierownictwa ZSRS.
Sporo światła na sytuację w partii rzuca relacja rozmowy telefonicznej Kani z Leonidem Breżniewem, przytoczona przez tego drugiego. Kania zadzwonił 30 marca po plenum KC PZPR, uskarżając się, że był podczas plenum ostro krytykowany. „Od razu mu powiedziałem: +Słusznie zrobili. Was nie trzeba było krytykować, lecz należało wziąć kija. Może byście wtedy zrozumieli+. To są dokładnie moje słowa. Tow. Kania przyznał, że postępują łagodnie, a trzeba by z większą twardością”. Breżniew doradzał też, że „nie można bez końca ustępować Solidarności”.
Breżniew: wziąć za głowę prowodyrów opozycji i kontrrewolucji
Według zeznań Kani – Breżniew nie owijał niczego w bawełnę. „Kolejne rozmowy, jakie odbyłem z L. Breżniewem, groziły jak najgorszą dla nas wersją wydarzeń. Najbardziej pamiętna dla mnie rozmowa z 27 marca, brutalna wręcz, polegała na apelach Breżniewa o +wzięcie za głowę prowodyrów opozycji i kontrrewolucji+ i postąpienie z nimi według praw wojennych, o ogłoszenie w ciągu kilku dni stanu wojennego. Breżniew zalecał także +wykrycie+ dwóch, trzech składów amunicji, które przedstawi się jako środki będące w posiadaniu opozycji, a następnie ogłosić należy, iż podejmując decyzję o stanie wojennym władza zapobiegła wybuchowi wojny domowej” – zeznawał w 1995 r. przed sejmową Komisją Odpowiedzialności Konstytucyjnej.
Sowieccy towarzysze już od jesieni 1980 r. sugerowali Kani sięgnięcie do rozwiązań siłowych.
Dla Moskwy sytuacja w Polsce była nie do zaakceptowania. „Wszyscy jesteśmy bardzo zaniepokojeni dalszym rozwojem wydarzeń w Polsce” – mówił na początku kwietnia Breżniew. Sowieccy towarzysze już od jesieni 1980 r. sugerowali Kani sięgnięcie do rozwiązań siłowych. Pierwszy sekretarz wraz z ówczesnym premierem Pieńkowskim udali się do Moskwy w październiku.
Tam usłyszeli kilka rad. „Co się tyczy wprowadzenie stanu wyjątkowego w Polsce trzeba to traktować jako środek dla uratowania zdobyczy rewolucyjnych. Oczywiście, może nie należy go wprowadzić od razu, zwłaszcza nie zaraz po powrocie tow. tow. Kani i Pieńkowskiego z Moskwy, jakiś czas odczekać, lecz trzeba ich na to ukierunkować i wesprzeć. Nie wolno nam utracić Polski” – tłumaczył Gromyko.
Przelewu krwi nie da się uniknąć
Inicjatywa spotkania w Brześciu wyszła ze strony polskiej. „Warto by spełnić życzenie przyjaciół i pozwolić tow. tow. Andropowowi i Ustinowowi pojechać do Brześcia na spotkanie z tow. tow. Kanią i Jaruzelskim. Umożliwi to szczegółowe zorientowanie się w sytuacji w kraju, ocenę zamierzeń przyjaciół i przedstawienie im jeszcze raz naszego stanowiska” – mówił Breżniew. I sekretarz dodawał: „trzeba im będzie powiedzieć, co znaczy wprowadzenie stanu wojennego, i wszystko dokładnie wytłumaczyć”. Ustinow podczas tej samej narady dodał złowieszczo: „Myślę, że przelewu krwi nie da się uniknąć, to się stanie”.
Rozmowy na temat spotkania ciągnęły się wiele dni. Władimir Kriuczkow, szef wywiadu zagranicznego, zaproponował Kani wyjazd do Moskwy i rozmowę z Breżniewem. Kania twierdzi, że tej propozycji odmówił – wysunął natomiast pomysł spotkania w Brześciu. „Obydwie strony były zgodne co do tego, iż winno to być spotkanie ściśle tajne”.
Choć znamy dość szczegółowe relacje z tego spotkania, trudno powiedzieć jak dokładnie przebiegały rozmowy. Adiutant Jaruzelskiego mówił o podniesionym głosie i biciu pięścią w stół.
Choć znamy dość szczegółowe relacje z tego spotkania, trudno powiedzieć jak dokładnie przebiegały rozmowy. Adiutant Jaruzelskiego mówił o podniesionym głosie i biciu pięścią w stół.
Jaruzelski i Kania a stan wojenny
Sowieci zauważyli przede wszystkim stan Kani i Jaruzelskiego. „Nasi towarzysze są mocno spięci, zdenerwowani i przemęczeni. Tow. Kania otwarcie powiedział, że bardzo im trudno sprawować władzę, Solidarność i siły nacjonalistyczne wywierają na nich presję” – relacjonował Andropow. Kania miał dodać nawet, że „kontrrewolucja ma nad nimi przewagę”. Jaruzelski natomiast zgłosił chęć podania się dymisji z funkcji premiera, na którą Andropow z Ustinowem nie wyrazili zgody.
Według sowieckiej relacji Kania i Jaruzelski mieli być przeciwni ogłoszeniu stanu wojennego. Być może właśnie wówczas Ustinow uderzył pięścią w stół. „Powiedzieliśmy Kani wprost, że ciągle się cofa i cofa, a trzeba działać, trzeba zastosować środki wojskowe, wprowadzić środki nadzwyczajne”.
Nie był to koniec besztania. „Powiedzieliśmy: Jeśli chodzi o stan wojenny, należało go wprowadzić już dawno. Cóż bowiem znaczy stan wojenny? – powiedzieliśmy. Pomógłby on wam złamać napór elementów kontrrewolucyjnych i wszelkiego rodzaju wichrzycieli, raz na zawsze skończyć ze strajkami i anarchią w gospodarce”.
Jaruzelski z Kanią otrzymali też do podpisania opracowany w Moskwie dokument dotyczący wprowadzenia stanu wojennego. „Polscy towarzysze mówią: jakże możemy go podpisać, skoro trzeba to przeprowadzić przez sejm. My mówimy, że nie żadnego przeprowadzania przez sejm. Jest to dokument, w myśl którego będziecie postępować przy wprowadzaniu stanu wojennego, a teraz powinniście osobiście, towarzysze Kania i Jaruzelski, podpisać to, żebyśmy mieli dowód, że się z tym zgadzacie i że będziecie wiedzieli, co trzeba robić w czasie stanu wojennego”. Kania i Jaruzelski obiecali, że dokument podpiszą do 11 kwietnia.
PZPR utraciła kontrolę
Relacja Kani co oczywiste różni się – choć głównie akcentami – od tego co przekazał Andropow. „Mieliśmy szansę zaprezentować naszą determinację i w miarę dokładnie przedstawić sytuację w kraju. Podzieliliśmy się też obawą przed skutkami wprowadzenia stanu wojennego. Usiłowaliśmy zobrazować konsekwencje sojuszniczej interwencji. Nie były to łatwe rozmowy. Przedstawiciele strony radzieckiej poddawali nasze oceny surowej krytyce, zarzucali nam bezzasadny opór przeciwko stanowi wojennemu, który – ich zdaniem – był najlepszym sposobem na rozstrzygnięcie konfliktu. Udowadniali, iż taka nasza postawa doprowadzi do wymknięcia się sytuacji spod kontroli. (...) Ogromna waga tych rozmów polegała na końcowym stwierdzeniu J. Andropowa: +No, niech będzie. Nie wprowadzajcie stanu wojennego+”.
Ostateczna decyzja personalna podjęta zostaje jesienią. W październiku stanowisko I sekretarza traci Kania, a jego zastępcą zostaje Jaruzelski. Generał w ścisłej tajemnicy przygotowuje wprowadzenie stanu wojennego.
Wszystko wskazuje na to, że w tym ostatnim zdaniu Kania mija się z prawdą.
W kwietniu, a więc już po spotkaniu w Brześciu, Komisja Biura Politycznego KC KPZS opublikowała raport, który dla sowieckiej elity musiał być wstrząsający. „PZPR w poważnym stopniu utraciła kontrolę nad procesami zachodzącymi w społeczeństwie. Równocześnie +Solidarność+ przekształciła się w zorganizowaną siłę polityczną, zdolną do paraliżowania działalności partii i aparatu państwowego i praktycznie do ujęcia władzy w swoje ręce. Opozycja nie decyduje się na to głównie ze względu na obawę przed wprowadzeniem wojsk sowieckich i dlatego, że ma nadzieję na osiągnąć swoje cele bez rozlewu krwi, w drodze pełzającej kontrrewolucji. (...) W tej sytuacji rodzi się konieczność ponownego zbadania naszego stosunku do polityki polskiego kierownictwa, sprecyzowania, na jakich siłach możemy się oprzeć, aby w rezultacie obronić zdobycze socjalizmu w Polsce”.
Ostateczna decyzja personalna podjęta zostaje jesienią. W październiku stanowisko I sekretarza traci Kania, a jego zastępcą zostaje Jaruzelski. Generał w ścisłej tajemnicy przygotowuje wprowadzenie stanu wojennego. Ogłasza go 13 grudnia 1981 r.
Łukasz Starowieyski
Źródło: Muzeum Historii Polski