Tzw. Wielka Wojna Ojczyźniana jest wciąż fundamentem myślenia o mocarstwowości państwa rosyjskiego. Dzięki temu zwycięstwu Związek Sowiecki stał się jednym z dwóch supermocarstw kształtujących ład międzynarodowy – mówi PAP dr hab. Tadeusz P. Rutkowski z Wydziału Historii UW. 75 lat temu, 17 stycznia 1946 r., w kontrolowanej przez komunistów Polsce po raz pierwszy świętowano rocznicę „wyzwolenia Warszawy”. Do dziś moment ten jest w Rosji wspominany.
Polska Agencja Prasowa: Między klęską Powstania a zajęciem lewobrzeżnych ruin Warszawy przez oddziały sowieckie i LWP doszło do wielu wydarzeń niezwykle istotnych z punktu widzenia sprawy polskiej. W październiku 1944 r. na Kreml przybył premier Stanisław Mikołajczyk. W trakcie rozmów dowiedział się od Wiaczesława Mołotowa, że przyszłość polskich granic została niemal całkowicie przesądzona w trakcie obrad konferencji teherańskiej. Na ile ten dramatyczny moment wpłynął na pozycję polskiego rządu oraz jego stosunki z sojusznikami zachodnimi?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Trudno powiedzieć, że wizyta Mikołajczyka i Winstona Churchilla miała zasadniczy wpływ na przyszłość sprawy polskiej. Należy pamiętać, że już od konferencji Wielkiej Trójki w Teheranie rząd brytyjski wywierał na rząd RP coraz większą presję wokół zaakceptowania zmiany granicy polsko-sowieckiej oraz zrekonstruowania rządu w sposób oczekiwany przez Kreml. Wizyta w Moskwie jest dalszym ciągiem działań trwających od początku roku 1944.
W październiku 1944 r. te naciski odbywają się w nowej sytuacji politycznej. Sowieci dotarli do środkowej Polski, a jednocześnie został zniszczony główny ośrodek życia politycznego, kulturalnego i społecznego Polski, jakim była Warszawa. Na wschód od Wisły Sowieci kontynuowali instalowanie podporządkowanych sobie władz. Tym samym pozycja rządu RP była inna niż kilka miesięcy wcześniej. Wówczas celem Stalina było przeniesienie legitymizacji, prestiżu i międzynarodowego uznania rządu RP na uchodźstwie na nowy twór, któremu przewodniczyłby znany na Zachodzie i w Polsce premier Mikołajczyk, ale który de facto byłby zdominowany przez polityków podporządkowanych Moskwie. Pod koniec 1944 r. stawką było już raczej wdrożenie scenariusza powstania nowego rządu, którego skład byłby o wiele bardziej, niż planowano wcześniej, korzystny dla Sowietów. Wydarzenia z Moskwy były dla władz RP na uchodźstwie potwierdzeniem zgody Zachodu na dominację sowiecką w Polsce i dowodem na niemożność utrzymania suwerenności na swoim terytorium.
W czasie rozmów w Moskwie doszło do starcia Mikołajczyka z Churchillem. Polski premier stwierdził, że walczył o coś, co już było przesądzone, i z wielką godnością odparł wybuch furii Churchilla (furii raczej kontrolowanej), odmawiając przyjęcia warunków sowieckich, które oznaczałyby sowietyzację Polski za zgodą mocarstw zachodnich. Później próbował wymusić na rządzie RP przyjęcie zmian granic Polski, forowanych przez ZSRS, licząc na wsparcie amerykańskie w sprawie Lwowa i Zagłębia Borysławskiego. Większość ministrów jego gabinetu nie poparła jego propozycji i Mikołajczyk złożył dymisję.
PAP: Nowym premierem został Tomasz Arciszewski. Propaganda sowiecka przedstawiała go jako „ekstremistę” odrzucającego jakikolwiek kompromis ze Związkiem Sowieckim…
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Określenie „ekstremista” jest charakterystyczne dla propagandy komunistycznej i lewicowej. Mówiono również, że jest „reakcjonistą”, czy niemal „faszystą”. W ten sposób nazywano członka PPS od 1894 r. i więźnia caratu za działalność w tej partii.
PAP: A jakie było jego rzeczywiste nastawienie do kompromisu z Kremlem?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Rząd Arciszewskiego, który był już pozbawiony wsparcia Polskiego Stronnictwa Ludowego, czyli jednego z najważniejszych ugrupowań politycznych na emigracji i w okupowanym kraju, był określany jako „rząd protestu”. Jego politycy nie liczyli na powstanie niepodległej Polski w nowych granicach i kontestując rozstrzygnięcia w Jałcie, uważali, że nie należy się poddawać, i oczekując na zmianę koniunktury międzynarodowej dalej nieść hasło niepodległości i integralności terytorialnej Polski w graniach sprzed 1939 r. Arciszewski i jego otoczenie liczyli na zmianę w polityce mocarstw zachodnich, wybuch konfliktu ze Związkiem Sowieckim, która mogłaby rozstrzygnąć sprawę niepodległości i granic.
PAP: Czy historycy potrafią odtworzyć proces, który prowadził do uznania PKWN za Rząd Tymczasowy?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Powstanie PKWN było zgodne z założeniami polityki sowieckiej, której naczelnym celem było uzyskiwanie jak najdalej idących korzyści politycznych, bez drażnienia sojuszników zachodnich i światowej opinii publicznej. Ostatecznym celem było powołanie gabinetu, który byłby formalnie kontynuacją rządu RP na uchodźstwie, ale podporządkowanego Sowietom. Przekształcenie PKWN w Rząd Tymczasowy wynikało z braku porozumienia z politykami polskimi w Londynie, a tym samym braku możliwości spełnienia wymarzonego scenariusza sowieckiego. Nastąpiło ono 30 grudnia 1944 r. w obliczu zbliżającej się wielkimi krokami konferencji jałtańskiej. Nie był to już zatem „komitet”, władza tymczasowa, który można rozwiązać i który formalnie nie posiada prerogatyw rządu. Słuszność tej decyzji znalazła odbicie w postanowieniach konferencji jałtańskiej, w których stwierdzano, że istniejący w Polsce rząd należy rozszerzyć o przedstawicieli „stronnictw demokratycznych” w kraju i na emigracji – a nie stworzyć nowy rząd. Przy formule „Komitetu Wyzwolenia Narodowego” uzyskanie takiego stwierdzenia byłoby trudniejsze.
PAP: Jak na „fakt dokonany”, jakim było powstanie Rządu Tymczasowego, zareagowały państwa alianckie?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Po zajęciu Polski przez Armię Czerwoną rządy państw zachodnich nie miały już większego wpływu na sytuację polityczną na tych terenach, a ze względu na konieczność okupacji Niemiec i potrzebę uzyskania pomocy sowieckiej w wojnie z Japonią nie chciały konfliktować się z ZSRS. Stąd takie, a nie inne brzmienie uchwał jałtańskich, które nie dawały jakichkolwiek realnych możliwości wpływania państw alianckich na sytuację w Polsce. Świadectwem tej postawy jest faktyczne uznanie istnienia Rządu Tymczasowego i przyjęcie zapisu o rozszerzeniu jego bazy politycznej w celu przekształcenia w Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej. W ślad za tymi postanowieniami nie szły jakiekolwiek gwarancje mogące zapewnić choćby ograniczoną autonomię Polski wobec ZSRS. Już samo stwierdzenie o rozszerzeniu podstawy politycznej rządu o przedstawicieli stronnictw demokratycznych było mętne. „Demokratami” byli ci, których za demokratów uznał Stalin. Nie istniały jakiekolwiek konkretne kryteria przypisania do tej kategorii. Doprowadziło to w efekcie do całkowitego zdominowania TRJN przez polityków prosowieckich. W Jałcie nie przyjęto również uregulowań dotyczących daty i trybu przeprowadzenia wyborów, w sposób umożliwiający niezależną kontrolę ich przebiegu. To dało możliwość ich zorganizowania półtora roku po powołaniu TRJN, a także sfałszowania w sytuacji, gdy komuniści wraz z NKWD przejęli pełną kontrolę nad Polską.
PAP: W czasie gdy Mikołajczyk gościł na Kremlu, w USA trwała kampania przed wyborami prezydenckimi. W jej trakcie Roosevelt dążył do zapewnienia sobie poparcia wyborców polskiego pochodzenia. W tym celu ukrywał postanowienia konferencji jałtańskiej.
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: W Teheranie Roosevelt wprost deklarował, że wyraża zgodę na żądany przez ZSRS przebieg granicy z Polską, ale prosił Stalina, aby nie ogłaszać tego publicznie. Strona polska zdawała sobie sprawę, że w Teheranie mogły zapaść niekorzystne dla nas decyzje, ale nie znano szczegółów i nieodwracalności tych postanowień. Zachowanie Roosevelta oznaczało złamanie postanowień Karty Atlantyckiej, a w przypadku stosunków polsko-brytyjskich także układu sojuszniczego z 25 sierpnia 1939 r.
PAP: Warto spojrzeć na stronę wojskową wydarzeń z połowy stycznia 1945 r. Tygodnie poprzedzające sowiecką ofensywę znad Wisły Niemcy wykorzystali nie tylko do celowego niszczenia miasta, lecz i przygotowywania się do obrony. Dlaczego więc tak szybko oddali Warszawę i nie próbowali stworzyć trwałej „Festung Warschau”?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Ich klęska wynikała ze stosunku sił. Na wschodzie Niemcy nie mieli już sił wystarczających do podejmowania długotrwałej obrony. Szczególnie trudno było bronić się na linii rzeki, która zamarzła. Tak było w czasie ostrej zimy 1944/1945. Kilka miesięcy wcześniej, po klęsce Grupy Armii „Środek” na Białorusi, próbowano podejmować obronę w miastach takich jak Wilno, ale już i wtedy dysproporcja była zbyt duża. Niemiecka taktyka długotrwałej obrony dużych ośrodków na zapleczu frontu, zapoczątkowana po klęsce pod Moskwą w grudniu 1941 r., nie mogła sprawdzić się trzy lata później, kiedy przewaga sowiecka była ogromna. Niemcy nie mieli więc praktycznych możliwości obrony ruin Warszawy.
PAP: Dlaczego po 75 latach od zakończenia wojny Kreml wciąż przykłada tak wielką wagę do obrony swojej narracji na temat „wyzwolenia Polski przez Armię Czerwoną”? Na ile ta opowieść jest przyjmowana przez zachodnią opinię publiczną?
Dr hab. Tadeusz P. Rutkowski: Tzw. Wielka Wojna Ojczyźniana jest wciąż fundamentem myślenia o mocarstwowości państwa rosyjskiego. Dzięki temu zwycięstwu Związek Sowiecki stał się jednym z dwóch supermocarstw kształtujących ład międzynarodowy. Rola ZSRS w pokonaniu Niemiec hitlerowskich jest do dziś elementem kluczowym rosyjskiej dumy narodowej. Przyjęcie prawdziwej narracji, takiej która stwierdzałaby, że Związek Sowiecki był współwinny tej wojny i do pewnego momentu współpracował z Niemcami, byłoby bardzo trudne dla społeczeństwa, które nie ma zbyt wielu powodów do dumy. Bez wątpienia zwycięstwo nad Niemcami jest jedną z okazji do wzmacniania narodowego poczucia wartości.
Na Zachodzie istnieje tendencja do przyjmowania tej narracji. II wojna jest już wydarzeniem bardzo odległym w czasie. Żywa pamięć o niej powoli gaśnie. Trwa jedynie fascynacja jej wymiarem czysto militarnym. Wyjątkiem są także badania nad Holokaustem. To tworzy podglebie do niezrozumienia, czym w rzeczywistości był Związek Sowiecki i jaka była jego rola w tym konflikcie. W ten sposób umyka kwestia zbrodni sowieckich oraz procesu zniewalania innych narodów, który wydarzył się przy przyzwoleniu państw zachodnich. Te fakty wciąż są słabo obecne w myśleniu zachodniej opinii publicznej. Łatwo więc pokazując zbrodnie popełniane przez III Rzeszę, lekceważyć i pomijać faktyczną rolę i zbrodnie ZSRS.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /